poniedziałek, 28 grudnia 2009

Świątecznie

Świątecznie... i poświątecznie..

Niby święta dla rodziny są, ale spróbujcie rodzinie powiedzieć, że spędzacie je ze swoimi najbliższymi (mąż, dzieci, pies). To nie do przejścia jest, więc w tym roku nie próbowałam, tylko jak chorągiew na wietrze: raz u jednych, raz u drugich i co...? Padło pytanie, kiedy my młodzi przejmiemy pałeczkę organizowania świątecznych przyjęć... Co za ulga... A my, młodzi, popatrzyliśmy tylko po sobie i ... nikt się nie wyrwał:) Wygląda na to, że już nie mamy energii nic zmieniać... albo się starzejemy.... albo starzy przespali właściwy czas...:P

niedziela, 20 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec... cz. 4

Połykam te lektury:) Po pierwsze sprawny styl - naprawdę się nie nudzę czytając o procesach, przepisach, sprzedaży i przychodach... Po drugie odkrywam tam masę nienazwanych aspektów mojego biznesu. Co z tego, że ja to wszystko wiedziałam, skoro jakoś tak nieumiejętnie łączyłam z rzeczywistością:( Prawdą jest, że nie szkoła uczy przedsiębiorcę, ale doświadczenie.

Po lekturze jeszcze wyraźniej widzę, jak chcę by wyglądało Wszystko dla Szkoleń. Zaczęłam od niewielkiej, ale ważnej zmiany misji i przełożenia informacji o doświadczeniu, na bardziej ludzki język. To co wcześniej miałam na stronie, i w dużej mierze przecież w głowie, nie inspirowało ani mnie, ani moich potencjalnych Klientów do działania. Dzisiaj czuję, że jest we mnie inna energia, jakoś tak precyzyjniej patrzę na cały proces biznesowy, widzę, że może być rozwojowy i wiem, w którym kierunku zmierzam. Oczywiście to nie tak, że jedna książka i już mam cały świat w rękach. To część pewnego procesu, który się dzieje i jest efektywny. I właśnie to mnie buduje.

A z konkretów:
1. autor ciekawie rozrysował obraz firmy jako całości - takie spojrzenie z lotu ptaka, którego szukałam. Jako elementy niejako spajające firmę i bardzo ważne: Misja, Przywództwo i Zespół, a w środku pozycjonowane już, od najważniejszego, procesy: przepływ pieniężny, komunikacja, systemy, przepisy i produkt.
2. produkt na samym końcu - bo jego podstawą ma być stabilna i mocna organizacja. A to zapewnią tylko właściwie prowadzone procesy związane z przepływem pieniędzy.
3. nauka, by być wiecznym poszukiwaczem odpowiedzi; nauka, że całą wiedzę mamy w sobie; nauka, że działanie firmy zaczyna się nim ona powstanie...

piątek, 18 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec... cz. 3

Och, zafascynował mnie Kiyosaki. Najnowsza książka "Zanim rzucisz pracę..." mówi o tym, co faktycznie wydarzyło się w moim życiu i jak sama, intuicyjnie przerabiam lekcję za lekcją. Intryguje mnie ten człowiek.  Przypuszczam, że prawdą jest wszystko co pisze.

Sukcesem niech będzie zrozumienie sensu intuicji. Zbyt często jej nie słucham, ale ona i tak robi swoje i dobrze na tym wychodzi - a ja razem z nią.

To co w tej książce mnie uderzyło - od samego początku - to poczucie wolności autora/bohatera. Takie poczucie, które jest sprawcze, twórcze, ale nie destrukcyjne. Bez tego nic nie wydaje się być możliwe czy warte uwagi. Jak patrzę wstecz, mam wrażenie, że od urodzenia robiłam wszystko, by zachować autonomię i niezależność. Wtłaczana w ciasne buty przez szkołę i rodzinę uznałam, że tak być musi, a walka nie ma sensu -  a było jej wiele. Ciągle miałam poczucie, że przegrywam, że jedyna właściwa droga, to ta wyznaczona przez kogoś - nie moja własna. Teraz odkrywam, że słuchanie siebie ma sens. I z satysfakcją czytam, że idę podobną drogą co Kiyosaki - i to mnie jakoś tak porusza i inspiruje:) Mam potwierdzenie, że kroczenie tylko własną drogą prowadzi do celu.

środa, 16 grudnia 2009

Jesień życia


Nawiązując do mojej ostatniej pracy: wyznaczenie celów życiowych i zawodowych trafiłam na powyższy artyukuł. Oczywiście nie znalazłam w nim, czego bym nie wiedziała, a sam artykuł jest czymś w rodzaju reklamy III filara, to jednak zainspirował mnie do popełnienia tego wpisu.

Bo ja niestety nie wierzę w emeryturę:( Oburza mnie, człowieka z pokolenia X albo Y, że pieniądze, które ciężko zarabiamy są przejadane. Oburza mnie brak gospodarności urzędników, a przede wszystkim to, że nie mam wyboru. Skazana na ZUS wiem, że moja emerytura będzie wymagała dorabiania, chałturzenia itp.

A ja chce inaczej. Chcę mieszkać w miłym i jasnym domu, w bliskiej odległości do rodziny i chcę od czasu do czasu pracować. Chcę wybierać projekty, które będą dla mnie dobre i którymi przysłużę się społeczeństwu. Chcę wykorzystywać nabytą przez wszystkie lata wiedzę i umiejętności i być za to ceniona. Podróże, samochody, lenistwo - tego nie oczekuję. Dziś myślę, że najlepsze dla mnie na emeryturze będzie osiągnięcie równowagi, którą nazywam "świętym spokojem": brak stresów związanych z wychowywaniem dzieci, brak stresów związanych z utrzymaniem, od czasu do czasu ciekawy projekt, z którego będą pieniądze ekstra i całe dnie na czytanie zaległych lektur...na tarasie... w ogrodzie... w fotelu...

Sukcesem niech będzie to, że wiem o tym już teraz i wiem jak to spowodować. Jeśli nie zamknę tych myśli w szufladzie, na klucz, to mi się wszystko powiedzie:)

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,7368920,Emerytura__Idziesz__kiedy_chcesz.html
a tu inne spojrzenie na temat - które dalej niczego nie zmienia...

czwartek, 10 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec ...cz. 2

Lektura pasjonująca.. poświęciłam calutki dzionek, by skończyć. No, nie tyle skończyć, co dowiedzieć się więcej. Zaskoczyło mnie, jak wiele kwestii intuicyjnie czułam, robiłam... Zaskoczyło mnie też, że działał typowy wkodowany w domu rodzinnym włącznik - spanikowany kurczak, który biega i krzyczy: "Niebo się wali!.. niebo się wali!".

Widzę, że autor dużo wie, na temat tworzenia niezależności finansowej. Jest w tym wiarygodny. Wiedzy dużo nie sprzedaje za jednym zamachem - to by było takie nieprofesjonalne... Ale jest coś inspirującego w tej lekturze, coś co otwiera oczy i nakazuje myśleć, patrzeć, słuchać, działać... Czy to manipulacja? Nie mam pojęcia.

Wieczór dzisiejszy spędzam na myśleniu i analizowaniu: co mam, czego nie mam, czego chcę i co mogę... Bardzo to odświeżające patrzeć na świat w kategoriach możliwości:) Serdecznie polecam:)

środa, 9 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec ...

Wreszcie dotarłam do tej książki (Bogaty ojciecbiedny ojciec - Robert Kiyosaki). Po pierwszej lekcji widzę jakie blokady mam nałożone odnośnie pieniędzy. Niepokoi mnie to, ale z drugiej strony przypominam sobie, że odkąd zaczęłam pracować odczuwam pewne niedopasowanie związane z zarabianiem, podatkami, odkładaniem na emeryturę i bieżącymi wydatkami. Od pierwszych dni w pierwszej pracy czułam, że ciułam, i że jeśli nic nie zmienię, będę tak ciułać do emerytury... a potem okaże się, że nic z tego nie ma.... zupełnie bez sensu. Podejmowałam różne działania, ale ciągle było to samo - ciułanie, ciułanie, ciułanie - czułam się jak dzięcioł, który stuka dziobem w pień. Świadomość, że będę to robić całe życie - z wiadomym skutkiem - w ogóle mnie nie motywowała... A teraz co? Miejsce, w którym jestem już jest oczko wyżej:) Teraz chcę zdjąć wszystkie blokady na pomysły, idee i sposoby, a korzystając z tego narzędzia, która mam między uszami... zbuduję imperium:)) 

A najciekawsze jest to, co już wiem - ukłon w stronę Kasi Pietras (doskonałego trenera i coacha), która pomogła mi to świadomie dostrzec - nie można czekać na zmianę, ona sama nie przyjdzie. Pojawi się wtedy, kiedy będzie działanie.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Nie chcę dryfować cz. II

Pierwsza rzecz, równoległa do bieżącej sprzedaży i informacji, to otoczenie się grupą takich ludzi, którzy są: odpowiedzialni, mądrzy, czerpią radość z pracy z ludźmi, ciągle się doskonalą? Gdzie ich znajdę? Jak ich poznam? Skąd będę wiedziała, że Klient dla nich będzie tak samo ważny jak dla mnie? Szereg jeszcze innych pytań... Na szczęście widziałam tyle szkoleń, pracowałam z tyloma trenerami, że sposób pracy i stopień koncentracji na człowieku na pewno rozpoznam. Resztę pozostanie sprawdzić life:) I na pewno nie w trakcie szkolenia dla Klienta...

Sukces: nazwanie aktualnej potrzeby i ogłoszenie jej światu. Już od realizacji nie ucieknę - bo mnie sprawdzicie:)

piątek, 4 grudnia 2009

Nie chcę dryfować

Planuję, obserwuję, rozmawiam ze sobą i wiem tyle, że... rozjechały mi się cele... Zabawne, że w drodze do realizacji celów - zgubiłam je ... Dlaczego? Jak to się stało? Jak to ocenić?
Przypuszczam, że warto jest na każdym etapie sprawdzać, gdzie akurat się znajdujemy. To idea zaszczepiona wczoraj przez Macieja Kloze, na szkoleniu z zarządzania projektami. Kontrola każdego etapu, szczegółowe opisanie czego się chce i naprowadzanie na właściwą drogę w odpowiednim momencie - to jakby działanie z wewnętrznym kompasem. Północą są cele długofalowe, a igłą - aktualna ocena stopnia realizacji czynności szczegółowych. W końcu każdy projekt składa się z szeregu pojedynczych i mniejszych działań, jakie należy wykonać.

Piszę to wszystko, bo podjęłam decyzję - w ramach zmieniania wszystkiego na lepsze - żeby kwestię rozwoju firmy i nadania jej kierunku ująć w ramy metodologii zarządzania projektami. Z grubsza wiem o co chodzi, w domu mam eksperta, po regularnych kursach i z certyfikatami, wiem czego chcę, wiem w jakim jestem punkcie. W tej chwili rozpisuję proces na dwa lata. Nie jest to proste. Szereg kluczowych czynności nie należy do moich ulubionych, a bez nich nie powiedzie się dzieło...

Sukcesem niech będzie to, że zauważyłam, że dryfuję bezładnie po morzu możliwości. Wzięłam ster w ręce, nie umiem się jeszcze nim posłużyć i przez jakiś czas moim statkiem będą miotać wichry i fale, ale czuję, że okręt jest mocny i dotrze do celu.

środa, 2 grudnia 2009

Podsumowanie ostatnich doświadczeń i nauka innowacji

Naprawdę wstrząsnęło mną to zdanie z poprzedniego wpisu. Oczywiście, że je wcześniej znałam, ale podane w tej formie wydało mi się jakoś wyjątkowo mocne. Tak więc myślę i myślę... i myślę... i na razie żadnych innowacji. Teraz jest czas wprawiania tej mojej machiny przedsiębiorczości w nieprzerwany ruch. Ciągle uczę się ją obsługiwać - a nie mam instrukcji obsługi. Tu wcisnę guzik i patrzę co się dzieje, tam poruszę dźwignią i znowu sprawdzam... a teraz dwa jednocześnie - i jaki efekt? Przypuszczam, że znalezienie innowacji to taki proces, w jakim znajduję się obecnie. Szukanie, usprawnianie, badanie i ... bingo.. jest...

Na razie podsumowanie ostatnich osiągnięć:
- znowu dałam się podejść jak dziecko - następnym razem się nie dam wziąć w ten sposób;
- znowu doceniłam wagę współpracy ze sprawdzonymi ludźmi;
- doceniłam wagę kontaktu bezpośredniego ze wszystkimi: Klient, współpracownik, wykonawca,zleceniodawca itd...; U Marty przerabiałam pracę przez internet, ale to nie jest bardzo skuteczne...
- doceniam znaczenie współpracy z prawnikiem i w ramach obowiązujących standardów;

Na koniec podsumowania ważne dla mnie zdanie: chcę dokonać sporej zmiany i mam już wyraźny obraz tego co zrobię. Teraz tylko właściwe i spokojne podsumowanie - bez tłumienia emocji, ale z wyraźnym rozpoznaniem słabych i mocnych stron planu.

niedziela, 29 listopada 2009

Spodobało mi się zdanie...

"Żeby mieć coś, czego ludzie nie mają, musisz robić coś, czego ludzie nie robią..."

Dla mnie mocne i ważne...

sobota, 28 listopada 2009

Diagnoza Potrzeb Szkoleniowych

Uparłam się, by przygotować szkolenie poprawkowe zgodnie ze sztuką i wszelkimi prawidłami. Zmusiłam ważnych dyrektorów, do podjęcia konsultacji z moim ekspertem:) Zajęło im to tyle czasu, że szkoda gadać:(
Ale warto było. Gdybym zrobiła to samo szkolenie bez tej konsultacji, znowu byliby niezadowoleni i zarzucaliby trenerowi brak wiedzy. A wszystko skrupiłoby się na mnie - i na moich pieniądzach. A zależy mi na racjonalnym ich przepływie, bo od nich zależy byt mojej rodziny i funkcjonowanie firmy.

Uważam za sukces to, że zrealizowałam cel, jakim była bardzo wstępna, ale jednak, diagnoza. Nie jestem z niej zadowolona, bo nie mogłam brać w niej udziału - odbywała się przez telefon, nie w mojej obecności. Efekt też był nieoczekiwany i nikomu o taki nie chodziło. Dzięki temu jednak oszczędziłam opinię i pieniądze. I to jest drugi sukces jednego wydarzenia. A nauka: zawsze, ale to zawsze robić Diagnozę Potrzeb Szkoleniowych. Rezygnować z zamówień, jeśli nie ma określonych wyraźnie potrzeb i celów, bo można stracić wszystko.

Jeśli czyta tego posta jakiś szkoleniowiec, albo trener, albo ktokolwiek z branży szkoleniowej (pozdrawiam), zachęcam i przestrzegam: koniecznie rób diagnozę, nie wierz tylko zamówieniu, ani opisom oczekiwań; spotkaj się z osobami decyzyjnymi i dowiedz się czego oczekują; porozmawiaj z przewidywanymi uczestnikami szkolenia; spytaj czego potrzebują; w trakcie szkolenia sprawdzaj, czy realizujesz, to czego potrzebują i żywo reaguj na bieżące potrzeby; sprawdzaj efektywność i dalej reaguj na bieżące potrzeby; na koniec szkolenia sprawdź, czy tego oczekiwali; nie wierz nigdy milczeniu na sali - ono nie jest aprobatą Twojej postawy.

wtorek, 24 listopada 2009

Edukacja finansowa w szkole

http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=931&Itemid=10

Ważny artykuł - poruszył mnie, bo sama odczuwam skutki braku edukacji finansowej i dopiero teraz nad tym pracuję. Trochę późno... i dobrze, że nie mam jakichś kolosalnych długów do spłacenia, ale z tym co mam, ledwo sobie radzę:(

Ciekawe jak mogłyby wyglądać takie lekcje - wyobrażam sobie, że jest to tak obszerna dziedzina, że spokojnie 4 lata nauki obejmie. Mam też nadzieję, że moi synowie otrzymają niezbędny zastrzyk wiedzy w młodości, by na stare lata tylko warsztat poprawiać:)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Naiwna albo nie naiwna... oto jest pytanie

Przeszło mi przez głowę - mam nadzieję, że nie potwierdzą się moje przypuszczenia - że padłam ofiarą własnej naiwności. To, że mam łatwość do bycia naiwną, wiem, i za każdym razem mam nadzieję, że to nie tym razem:)

W tym wypadku są niby podstawy - sama widziałam - do złej oceny... Ale czy na pewno?

Dzisiaj na chłodno przeanalizowałam proces przygotowywania szkolenia. Wiem, w którym miejscu można było zapobiec tej katastrofie, w każdym razie na tyle, by uniknąć wrażenia niekompetencji trenera. Ale nie było na to przede wszystkim woli, po drugie czasu. Instytucja, o której mowa, nie prowadzi sensownej polityki szkoleniowej i nie skupia się na procesie właściwej diagnozy potrzeb. Potem, w trakcie szkolenia okazuje się, że szkolenie nie dotyczy tego, czego potrzeba. Co ja mogłam z tym zrobić? W zasadzie nic, bo wierzyłam, że przesłane oczekiwania, są oczekiwaniami żywych ludzi, a nie wycięte z internetu. Będę to wiedziała w tym tygodniu:)

Wiem, że właściwy trener na bieżąco diagnozuje potrzeby i sprawdza poziom wiedzy - obchodzi w ten sposób ewentualne zarzuty, że realizował nie to, co potrzeba...

Ale cóż... kolejna lekcja - kolejna bardzo droga lekcja...

Jaki sukces? Na razie żaden. Sukces będzie wtedy, gdy będę miała pewność, że nie dałam się oszukać, że byłam praktyczna i rozsądna - a nie naiwna.

sobota, 21 listopada 2009

Szkoda, że nie da się cofnąć czasu...

Szkolenie... Tak się cieszyłam, tak się starałam, żeby było wszystko jak najlepiej... A wielką porażką okazało się to, na co nie miałam wpływu - praca trenera. Ech, żeby można było cofnąć czas, zatrudnić kogoś innego, nie dać się oszukać. Plamy łatwo nie zmyję w tej instytucji, ale muszę z tej kompletnej klapy wyciągnąć wnioski - i to szybko. Przede wszystkim:
- skuteczne i efektywne sprawdzanie trenera - widzę, że nie mogę wierzyć w zobowiązania, ani nawet w referencje. Muszę znaleźć sposób na sprawdzenie umiejętności trenerskich i wiedzy z danego zakresu.
- nie dopuszczanie do przedłużania czasu przygotowania materiałów, a po mojej akceptacji nic nie może zostać dopisane - powinnam sporządzić osobny zapis w umowie. Strasznie mnie zeźliło, że tekst w prezentacji się rozjeżdża i nie wygląda tak jak miał wyglądać...
- wyznaczenie standardów pracy trenerów we Wszystko dla Szkoleń. To ważne, żeby pracowali zgodnie z moimi standardami. W końcu to ja znam Klienta i wiem, czego potrzebuje.
- nie robić szkoleń, gdy Klienta daje mało czasu - to miała być dla mnie szansa, ale okazała się porażką...
- stosować umowy - zawsze - i dać w niej zapis, o konsekwencji fatalnego prowadzenia szkolenia...

Muszę zastanowić się, co zrobić, gdy trener, tak jak w tym przypadku, robi inaczej niż się zobowiązuje....Jakieś konsekwencje, albo lepsza rekrutacja...

Jaki sukces? Przejdę swój pierwszy proces reklamacji:(

piątek, 20 listopada 2009

Zamówienie

Jadę zrobić szkolenie:) Kolejny sukces:)

wtorek, 17 listopada 2009

Andrew Austin w Polsce i moje refleksje

Piszę ten post, bo poruszyły mnie wpisy w internecie na temat Andrew Austina i jego występu w Polsce. Nie kryję zdziwienia, że tak sporym uznaniem cieszy się w środowisku.

Ja też byłam na spotkaniu i, nie ukrywam, udzieliła mi się jego atmosfera, ale po pierwsze nie było tam nic nowego (prezentacja głównie wizualizacji 3D), po drugie miałam poczucie, że z grupą ludzi dzieje się coś dziwnego, jakiś trans, zbiorowa hipnoza czy coś innego...

Po wyjściu ze spotkania pomyślałam sobie: fajnie, ale co dalej - nic z tego nie wynika, żadnej kontynuacji. Ludzie, którzy odważyli się zaprezentować swoje wyobrażenia, zostali pozostawieni sami sobie. Bez dalszego ciągu będą bili głową w mur, tyle że z drugiej strony...

Wiem, jaki był cel tego spotkania. Sprzedać szkolenia, sprzedaż coachingi, zainteresować firmą i oferowaną usługą... i nie mam nic przeciwko temu. Też jestem częścią tego rynku i też mogę tak realizować swoje akcje promocyjne. Jednak w trakcie spotkania zadziało się coś jeszcze - coś, w co grupa łatwo wchodzi. Coś, co grupę łatwo uwodzi i skupia na jednym człowieku. Coś, co pewnie pozwala szybciej sprzedawać... I w związku z tym, nie podzielam tego zachwytu środowiska. Dobrze wiem, czym jest coaching i ile wymaga pracy. Wiem, ile kosztuje zmotywowanie do pracy nad sobą, jeszcze więcej kosztuje zmotywowanie do zmiany... Co z tego, że ludzie w swoich wizualizacjach ominęli ograniczenia - w życiu też sobie z nimi radzą. Chodzi o to, żeby znaleźli sami tę drogę, te drzwi, ten kanał, tę łopatę itd... i wiedzieli, co z tymi znaleziskami mogą zrobić. W moim odczuciu, tego nie było - bo nie mogło być. Nie taki był cel spotkania...

Ja sama wróciłam do domu z dużym uczuciem niepokoju, z drżeniem nóg, które prowadzi mnie zawsze na krawędź. Przestraszyłam się tego i jednocześnie ucieszyłam, że uczę się odczytywać znaki mojej intuicji. To jest mój sukces...

czwartek, 12 listopada 2009

Modnie i na czasie

Zainspirował mnie artykuł na www.edunews.pl - na temat edukacji finansowej.
Tak jak i w artykule, w moim odczuciu od pewnego czasu żyjemy z dnia na dzień: dwa samochody, dwoje dzieci, dwoje dorosłych, pranie, jedzenie, wakacje, ubranie itd... Są marzenia związane z zabezpieczeniem sobie przyszłości i przyszłości dzieci, ale .. nie ma jak.. Tak jak w tekście.
Nie tak dawno poczułam ogromną potrzebę zapanowania nad sferą finansów, fartem dostałam się na w sumie niezłe szkolenie - taką edukację finansową od podstaw... i zaczęłam proces panowania. Praca to żmudna i wymagająca sporo dyscypliny, ale mam sporo motywacji. Chcę wiedzieć, ile możemy odłożyć, ile zainwestować, ile wydawać na przyjemności. Na razie wyniki mnie nie zadowalają - dużo więcej niż przypuszczałam wydajemy w osiedlowym sklepiku i na przyjemności. Sądzę, że da radę nad tym zapanować, ale wymaga to czasu i sporo uwagi. Mam nadzieję, że i mąż włączy się w proces opanowywania - będzie nam raźniej.
Do sukcesów zaliczam, to że mam świadomość czym jest sfera finansowa i że jak każda inna wymaga uwagi i kontroli (jak odchudzanie). Nie jestem już ciemną i niewyedukowaną kobietą, znam podstawy i chcę więcej. Mam kolejny cel do osiągnięcia:) A do tego jestem na czasie - piszą o tym gazety:)

piątek, 6 listopada 2009

Ofertowanie

YES, YES, YES:)

Taki wpis mogę jedynie tu zostawić, ale mam kolejny sukces. Napiszę, kiedy będę mogła więcej:)

poniedziałek, 2 listopada 2009

Fitnessowe odkrycie

Wróciłam z fitnessu. Regularne spotkania z grupą kobiet pozwalają mi zebrać myśli, spojrzeć na siebie od środka i oczyścić głowę. To w trakcie ćwiczeń podejmuję decyzje, a nawet odkrywam nieznane kontynenty. Dzisiaj także coś takiego mi się przytrafiło.

Jako, że jest spory wysiłek i obowiązkowa jest koncentracja, myśli układam na osobnych półkach. Czasem w trakcie skakania jedna spadnie na drugą, półka się przewróci i ... powstaje z tego niezły galimatias:) Dzisiaj odkryłam, o co chodzi z tą moją niechęcią do dzwonienia. Nie rozumiałam tego - w końcu pół życia zawodowego spędziłam wykonując zimne telefony. Znam je od podszewki, znam wszystkie wymówki Klientów, nawet metody radzenia sobie ze stresem w tej pracy. Kiedyś w trakcie rozmów uprawiałam ... "skrytożerstwo". W ogóle byłam nieznośna, uparta i ... miałam wyniki. Dzisiaj wiem, że się wypaliłam i to do tego stopnia, że sporym niesmakiem są dla mnie owe zimne telefony. Większość z nich nie wnosi nic do sprzedaży, kosztują sporo czasu i są stresujące. Tak naprawdę to łut szczęścia powoduje, że trafiamy po drugiej stronie na odpowiednią osobę - chyba, że dzwonimy z polecenia...

I do tego właśnie zmierzam. Odkryłam, że przecież zupełnie inaczej przygotowuję ofertę i kontaktuję się z osobą, którą znam, czy z osobą, którą mi ktoś polecił. Chcę wyeliminować zimne telefony w swojej pracy do niezbędnego minimum, na rzecz poleceń. Tak właśnie działa networking i chcę w nim uczestniczyć. Na razie stawiam nieśmiałe kroki. Ograniczenie czasowe, odległość od Warszawy (jednak) nie sprzyjają. Ale pierwsze podejście dało mi już kilka ciekawych spostrzeżeń i refleksję, że powinnam znaleźć swoją grupę - nic nowego - ale nic na siłę...

Sukcesy niech będą dwa: odkrycie, o co chodzi z tą moją niechęcią do zimnych telefonów i rozpoznanie, jak obejść tę niechęć... Plan do wykonania: zrobić tak, żeby było dobrze:)

sobota, 31 października 2009

Chcę być bogatą!

Bez strachu wypowiadam sama do siebie te słowa. To pewnie jakaś forma afirmacji, ale jak by nie było, czuję, że ta intencja jest szczera.

Pieniądze podniecają, podniecały i będą podniecały. Szczególnie własne pieniądze. Ciekawe, że podniecają tym bardziej im się ich więcej oraz im ma się ich mniej.

Dożyłam tylu lat, wiedząc, że coś jest z nimi na rzeczy, ale nie wiedząc co. Pieniądze w moim życiu zawsze były - nie wielkie, raczej pozwalające bezpiecznie żyć. Skojarzenia i przekonania jakie im towarzyszyły też nie motywowały do działania: nie należy się, bogaci ludzie to złodzieje, trzeba się narobić, żeby zarobić i takie tam...

W tym tygodniu jednak coś się zmieniło. Pewnie to efekt jednego ważnego spotkania dotyczącego właśnie oszczędzania, zarabiania, dysponowania i kontrolowania pieniędzmi. Dało mi ono tyle energii, że rzeczywiście czuję, że kolejna sfera w życiu będzie przeze mnie opanowana. To właśnie będzie mój kolejny sukces. Na razie czuję moc, która pozwala mi bez strachu i złych przekonań działać w sferze swoich finansów.

A mówią, że pieniądze szczęścia nie dają...

poniedziałek, 26 października 2009

Kryzys zamyka pierwsze McDonaldsy

Z powodu kryzysu i wysokich opłat importowych, w Reykiawiku zostaną zamknięte w najbliższy weekend aż trzy restauracje McDonald.

U nas jeszcze jakoś franczyzobiorcy dają radę, choć zwróciłam uwagę, że w Centrum, tam gdzie SMYK - jakoś nie widać szyldu tej słynnej restauracji. Czyżby i naszych dotknął kryzys?
Trudno tu mówić o sukcesie, ale wyobraziłam sobie świat i życie mojej rodziny bez McDonalda. I ten świat jest piękny, może nieco uboższy smakowo i w zasoby materialne (zabawki), ale za to nieco bardziej zdrowy.

Ciekawostka: najbardziej bezproduktywny dzień w roku - To dzisiaj

Artykuł pod tym linkiem - jak artykuł - ale za to tematyka... ho, ho...

http://deser.pl/deser/1,97052,7185055,Naukowcy__dzis_najbardziej_bezproduktywny_dzien_roku.html

Dzień oceniam jednak jako produktywny. Udało mi się nawiązać kontakt z naczelnikiem urzędu, pozyskać kolejne dane do bazy Klientów i ustalić jak będzie wyglądał mój newsletter...

Nie odczułam, że to NAJBARDZIEJ BEZPRODUKTYWNY DZIEŃ W ROKU.

wtorek, 20 października 2009

Antyfirmy

http://sprzedaz.nf.pl/Artykul/9884/Str_3/Internetowe-ksiegi-skarg-i-zazalen/inicjatywa-spoleczna-internet-skargi-domeny/

W artykule piszą o antystronach i możliwym wpływaniu Klientów na poprawę jakości czy to obsługi czy pracy. Artykuł warto oczywiście przeczytać i porównać jak to funkcjonuje w naszej rzeczywistości.

Najszybszy i najprostszy przykład jaki mi przychodzi do głowy, to moja historia z Inforem. O tym szerzej później. Teraz na temat strony o pracodawcach, gdzie założeniem było informowanie o warunkach pracy w firmie. Strony nie działają, bo obruszyli się pracodawcy i zadziałali tak, że koniec z darmowymi informacjami w sieci:(

Drugi przykład: na forum gazeta.praca chciałam zacząć dyskusję na temat warunków pracy, zwalniania i zatrudniania w Infor Training Sp. z o.o., ale administrator wyrzucił ten wątek. Myślę, że szkoda, bo wielu ludzi stamtąd nieciekawie wyrzucono...

Załączam do sukcesów, bo nie dałam się sprowadzić do trybika w machinie korporacyjnej, a forma w jakiej się wszystko zadziało pokazuje, że:
- miałam rację,
- mam silny charakter,
- byłam bliska sukcesu:)

środa, 14 października 2009

Myślodsiewnia

Od pewnego (dłuższego) czasu szukam narzędzia, które pozwoliłoby mi z łatwością oddzielić myślowe plewy od ziaren. Ma to związek z ogromem możliwości i koniecznością decydowania: na co pieniądze wydam teraz, z kim spotkam się teraz, dlaczego powinnam teraz powiedzieć "nie", jak nie dać się emocjom... Wiem, że Kasia, mój przewodnik duchowy, zna narzędzia, które pozwalają jej łatwo dotrzeć do podstaw podejmowania decyzji, a ja się tego uczę... I najlepszą metodą okazuje się napisanie do niej maila... Wymaga to ode mnie sprecyzowania myśli i faktycznie odsiania, już u siebie, tego co nie uważam za ważne... Myślodsiewnia jest tak skuteczna , że nie muszę już tego napisanego maila wysyłać:)

I sama do tego doszłam:) Kolejny sukces:)

środa, 30 września 2009

Zarobić pierwszy milion?

Spotkałam się wczoraj z fantastyczną osobą, Justyną, która oprócz wielu sukcesów w sprzedaży odnotowała dodatkowy - sukces w zarządzaniu finansami. Podzieliła się swoją wiedzą i otworzyła mi głowę na zjawisko pieniądza w życiu. Po zastanowieniu, wcale nie długim, odkryłam, że kluczem do sukcesu finansowego, oprócz znajomości mechanizmów rynkowych i skutecznych narzędzi, jest POLUBIENIE własnych pieniędzy. W odróżnieniu do takiego zwykłego lubienia, to POLUBIENIE niesie za sobą dodatkową energię, na wskroś pozytywną, przeznaczoną tylko dla tych, którzy znają sekret..

Dzięki Justynie, a pośrednio dzięki mojej przyjaciółce Kasi, i ja znam tę tajemnicę... Należę do elity wtajemniczonych i już pracuję na to, by stać się milionerką - dosłownie.

Czy są już chętni na to szkolenie?

poniedziałek, 7 września 2009

Szkoła

I zaczęło się... Szkoła... dla mnie, okazuje się, spore obciążenie logistyczne: jednego punktualnie zaprowadzić do szkoły w jednej części miasteczka, a drugiego już z nieco mniejszą presją, do przedszkola w drugiej części. Pierwszego dnia zajęło mi to ponad 1,5 godziny - ale to było pierwszego dnia... I ja właśnie o tym. Junior, pierwszego dnia, czyt. pierwszego września, wsiąkł w szkołę. Dosłownie. Ustawił się przy narysowanej kredą na boisku linii i czekał. Po chwili, naprawdę, została odkryta jego osobowość - otrzymał funkcję (trzymał umieszczoną na kiju tabliczkę z nazwą swojej klasy) - i był bardzo dumny. A potem to już poszło z górki: zajęcie miejsc w ławkach, sprawdzenie listy, a nawet dowcipy.

Drugiego dnia, ja matka, stałam zagubiona pośród siedmiolatków i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Musiałam wyglądać osobliwie, skoro Pani świetliczanka podeszła zapytać, czy mi w czymś nie pomóc:) A dziecko? Błyskawicznie znalazło kolegów, obsłużyło się w stołówce i ... jest szczęśliwe.

Dlaczego w sukcesach? Nie wiem, czy w ogóle my dorośli mamy wpływ na proces dostosowywania się do aktualnych warunków, ale jeśli tak, jeśli mamy wpływ - to udało nam się. Od pewnego czasu obydwoje obserwowaliśmy tę juniorową łatwość do zmian i tempo uczenia się, nigdy nie musieliśmy jednak tego sprawdzać. Szkoła okazała się wiarygodnym testem: dla nas, rodziców i zdolności syna. Na razie jest sukces nas wszystkich. Przed nami kolejne etapy wdrażania w edukację, ale to już temat na kolejny opis sukcesu:)

piątek, 4 września 2009

Szesnasty kilogram

Dzisiaj w swoim dzienniku odchudzania odznaczyłam 16 kilogramów mniej. Satysfakcja olbrzymia - nie do opisania. Dodatkowo zrobiłam to sama. Wspierając się oczywiście dobrymi radami dostępnymi na forach internetowych i publikacjami o zdrowym stylu życia. Jednakowoż jest to naprawdę wielki, i tylko mój, SUKCES. Oczywiście w związku z tym mam całą masę pomysłów. Jednym z nich jest założenie prawdziwej i efektywnej Szkoły Odchudzania. Chcę dzielić się z ludźmi swoim doświadczeniem. Klaruje mi się to od pewnego czasu, a nawet pojawiają się konkrety. Ale na razie sza. Napiszę, gdy będzie sukces:)

środa, 26 sierpnia 2009

Odpowiednie sale szkoleniowe

Szukając miejsca, gdzie mogłabym realizować swoje szkolenia i coaching trafiłam na
Panią Agnieszkę z ośrodka na ul. Bobrowieckiej. Ośrodek ma 120 sal, dwie restauracje i hotel w 3 standardach... Do tego możliwość wynajęcia sal na godziny, windy i niezbędne wyposażenie szkoleniowe. Mogę tam myśleć o sesjach coachingowych i o szkoleniach.

I mieści się w centrum Warszawy, a co równie ważne - 20 minut drogi od biura...


A sukces? Widzę go jako rozwiązanie moich niepokojów: gdzie się spotykać i gdzie proponować szkolenia, żeby było dobrze. I najlepsze jest to, że nie jestem zobligowana do realizacji TYLKO w tym miejscu. Na życzenie Klienta mogę realizować szkolenia wszędzie, gdzie będzie odpowiednio, a tutaj zapewniają mi w zasadzie wszystko co niezbędne.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Urlop

A na urlopie zawiłe sprawy stają się zupełnie nieważne i drugoplanowe. Cieszę się z tego czasu z dziećmi, ze spacerów i wspólnego gotowania. Za sukces uważam to, że odłożyłam WSZYSTKIE WAŻNE SPRAWY na później. Teraz jestem tym, kim jestem - mamą wspaniałych synów, z którymi jadę jutro na fantastyczną wycieczkę do Gdyni.

Myślę, też od tym co przede mną. Długi spacer leśną drogą to wspaniała okazja, by pobyć z samą sobą (jak bym tego miała za mało;P) i podsumować wydarzenia. Dzieci mają fantastyczną umiejętność zadawania trudnych pytań - i dają mi wyraźnie do zrozumienia, że wszystko pozostałe to pestka...Sukcesem w tej obecnej sytuacji jest umiejętność odpowiadania na trudne pytania (ech, nie bez satysfakcji oceniam posiadanie dyplomu magistra nauk humanistycznych): skąd ten zuk? dlacego pscoła bzycy? a dzewo jest wysokie? a wiwiólka jest dzika? a dzewo się lusa? a dlacego moze faluje? a dlacego pod piachem jest woda? itp...

poniedziałek, 27 lipca 2009

Wiem, że nic nie wiem

Po dzisiejszym spotkaniu wiem, jakich umiejętności mi braknie, by być skutecznym. Wiem też, jak chcę budować swój autorytet, jako właściciel Firmy Szkoleniowej. Podjęłam ostatecznie decyzję, jak chcę się pozycjonować w branży, i że za każdym razem będę dokładnie diagnozować potrzeby i ew. sprawdzać doświadczenie kontrahentów. Muszę odejść od siebie wrażliwej i delikatnej, chętnie pomagającej ludziom, a zbliżyć się do siebie, która BARDZO DOBRZE WIE czego chce i daje sobie prawo wymagać, także od innych.

Co się wydarzyło? Niby nic. Nic co mogłoby zmienić cokolwiek, ale dało mi dużo do myślenia. Po raz kolejny dałam się wciągnąć w pułapkę: pokaż mi wszystkie karty. I po raz kolejny doświadczyłam, że wyjścia z niej są dwa: brać co dają, jeśli w ogóle dają; nie brać, jeśli dają, ale potem widać tylko biały tunel. Sukcesem jest to, że rozpoznałam co się wydarzyło. Drugim sukcesem będzie, jeśli mądrze wybrnę z tej sytuacji. Szczegóły? Po wszystkim:P Nie mogę odkryć wszystkich kart:P

A jak zadbam o budowanie swojego autorytetu? Zgodnie z poradą Katarzyny: wizualizacja, doskonałe przygotowanie do spotkań, spisanie oczekiwań i sporządzenie planu rozmowy. Do tego praca nad głosem i sylwetką. Nad postacią pracuję ustawicznie: sport + dieta = sukces osobisty.

Pozdrawiam i życzę sukcesów:)
MK

środa, 15 lipca 2009

Fundusze Europejskie

Chyba nieco przestraszyłam swoich potencjalnych Klientów wymaganiami, jakie niesie za sobą decyzja o pisaniu wniosku o dofinansowanie. Maszyna, maszyną, ale ryzyko, że się nie powiedzie jest duże. W kazym razie, takie jest pierwsze wrażenie ludzi, a ludzie lubią mieć sukcesy.

Co zaliczam do sukcesu? To, że przebrnęłam SAMODZIELNIE przez dokumentację; to, że wiem o czym mówię i że nie ma we mnie strachu. Pewnie, jest trema, ale taka ekscytująca i mobilizująca. Sukcesem jest też to, że idę do przodu. Nowy temat, nowe wyzwanie:)

wtorek, 7 lipca 2009

Zakończenie współpracy - podsumowanie sukcesów osobistych

W dniu dzisiejszym odzyskałam:
- samodzielność;
- całą swoją wiedzę i doświadczenie;
- czas dla synów;
- spokój w związku z wakacjami i zaczynającą się szkołą;
- wiarę w siebie;

W dniu dzisiejszym dowiedziałam się, że:
- jestem twarda;
- jestem asertywna;
- mam wystarczające kompetencje, by zacząć samodzielnie i konsekwentnie prowadzić swój biznes;
- dowiedziałam się też, że MUSZĘ to robić.

A do tego od dzisiaj nie marnuję czasu na rozmowy bez wyniku;

To efekt nieciekawego rozwiązania jakie TK zaproponowała mi przez telefon. Nie obyło się bez emocji, ale podsumowanie doświadczenia jest takie jak powyżej - NA WSKROŚ POZYTYWNE. Pozytywne także dlatego, że baaaardzo tego potrzebowałam. Dlatego, droga TK, jeśli tu zajrzysz - DZIĘKUJĘ.

środa, 24 czerwca 2009

Dobijam Wielką Firmę Szkoleniową

Uśmiałam się jak... bąk, gdy dowiedziałam się jak wielką konkurencją jestem dla Firmy, z którą współpracuję od kilku miesięcy. Podejrzewam, że może chodzić o moje spektakularne dochody na wolnym rynku usług szkoleniowych
i o zwykłą ludzką życzliwość. Tak czy owak, mam do rozwiązania zagwostkę dotyczącą zachowania autonomii i lojalności.

Do Dziennika Sukcesów notuję:
- wysoką rozpoznawlność marki przez Wielką Znaną Firmę Szkoleniową;
- wiarygodność MOJEJ strony www;

Pozdrawiam,
Monika Kurdej

niedziela, 21 czerwca 2009

Zaczynam

Od czego zacząć? Od mojego odchudzania. Mam za sobą, dzięki uporowi, wiedzy, zdrowemu rozsądkowi - "schudnięte" 10 kg. Mieszczę się w dawno zapomniane kiecki i spodnie. Lepiej wyglądam, lepiej się odżywiam. Nie piję alkoholu, chętnie tańczę i uprawiam sporty. A po wczorajszym badmintonie boli mnie pupa - dałam z siebie wszystko.


Wielki Dziennik Sukcesu

Wielki Dziennik Sukcesu ma być dziennikiem, który będzie świadkiem WSZYSTKICH moich sukcesów. Mam na myśli wszystkie wydarzenia, które wprowadzą mnie, moją rodzinę, moich przyjaciół, a być może i Klientów w dobry nastrój. Chcę wprawiać w zachwyt siebie i swojego męża. Zależy mi, by było to miejsce przyjazne, motywujące, ciepłe i czytelne...Może zdecyduję się zamieszczać tutaj zdjęcia... może będzie mi miło pisać tutaj o dzieciach. Jeszcze tego nie wiem, ale wiem, że chcę mieć w świecie takie pomieszczenie - taki kąt, w którym zbiorę wszystkie dobre i motywujące chwile, radości i sukcesy.

Pzodrawiam

Monika Kurdej