Drugiego dnia, ja matka, stałam zagubiona pośród siedmiolatków i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Musiałam wyglądać osobliwie, skoro Pani świetliczanka podeszła zapytać, czy mi w czymś nie pomóc:) A dziecko? Błyskawicznie znalazło kolegów, obsłużyło się w stołówce i ... jest szczęśliwe.
Dlaczego w sukcesach? Nie wiem, czy w ogóle my dorośli mamy wpływ na proces dostosowywania się do aktualnych warunków, ale jeśli tak, jeśli mamy wpływ - to udało nam się. Od pewnego czasu obydwoje obserwowaliśmy tę juniorową łatwość do zmian i tempo uczenia się, nigdy nie musieliśmy jednak tego sprawdzać. Szkoła okazała się wiarygodnym testem: dla nas, rodziców i zdolności syna. Na razie jest sukces nas wszystkich. Przed nami kolejne etapy wdrażania w edukację, ale to już temat na kolejny opis sukcesu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz