sobota, 31 lipca 2010

Wolność kocham i rozumiem...

Taka przygoda:

siedzę w biurze i pracuję nad propozycją szkolenia. Wchodzi przełożony i, wyrywając mnie z mojej pracy NAKAZUJE, żeby zrobić coś, do czego nie miałam przekonania. Dyskutuję z nim może z kwadrans, gdy uświadamiam sobie, że przecież nie wygram. To człowiek, który mi płaci i POWINNAM zrobić to, co mi każe. Ale moja wewnętrzna Monika buntuje się, nadal nie ma przekonania, że to słuszna droga, dyskutuje, próbuje ustalić fakty i potrzeby adwersarza, upewnia się, że polecenie, jakkolwiek proste, to nie bardzo potrzebne na co dzień. Wreszcie ulega. Nie chce napinać sytuacji, bo w końcu chodzi o błahostkę.

Po dwóch dniach od tej historii dotarło do mnie, o co chodziło. Polecenie wzbudziło mój bunt nie tylko z tego powodu, że dotyczyło czegoś, co w moim odczuciu nie było zbytnio potrzebne. Było moim wołaniem o zaufanie, którego w tamtym momencie nie określiłam (bo nie umiałam) - i dlatego przegrałam w sporze. Gdybym jasno odczuła tę potrzebę, nazwanie jej dałoby mi łatwość ustalenia warunków otrzymania.

I refleksja następna - bardzo źle się pracuje, gdy w relacji, nawet służbowej, brakuje tego czynnika. Mam pewność, że pracuję dobrze i zgodnie z potrzebami. Zaufanie potrzebne mi do określenia terytorium samodzielności zawodowej. Bez niej będę mało efektywna i przestanę się rozwijać...

poniedziałek, 26 lipca 2010

Dziewczynka siedzi na drzewie i macha nogami

Tak to już jest, że każde szkolenie robi na mnie wrażenie. Jest to na pewno miłość do rozwoju i radość, że inni czerpią z tego co im daję wiele. Jest to też ogromna potrzeba poznawania świata innych, konfrontowania swoich kolorów z kolorami innych i budowanie nowych wartości w relacjach. 


Właśnie skończyłam trening interpersonalny u Lucy Wieczorek. Właściwie siłą na niego dotarłam i z dużą rezerwą w nim tkwiłam. Mimo to pootwierałam w sobie wiele furtek rozwojowych, nad którymi teraz pracuję. Niektóre trzeba naoliwić, inne pomalować, z niektórymi nie wiem, co zrobić. Otrzymałam też niezwykłą informację zwrotną - że jedną z moich twarzy jest twarz małej dziewczynki, która siedzi na drzewie i się świetnie bawi - i że jest to jeden z lepszych moich profilów:) Dziękuję Ci Baps, bo te słowa otworzyły mnie na coś, co wypierałam ostatnio bardzo. Takj bardzo chciałam być dorosła i ważna, i mądra, i zorganizowana, i kochająca, i profesjonalna i ...., że zapomniałam, że mogę też być zabawna, roztargniona, roztańczona, słodka, zagubiona, uparta, roześmiana... To jedna z ważniejszych furtek, które otworzyłam i chcę ją mieć otwartą. 


Pradoksalnie, jak już to wiem, będzie mi łatwiej być dorosłą. Jakoś tak działa nasza psychika, że gdy już mamy przekonanie o czymś - wtedy to coś znika, staje się prostsze lub pomaga znaleźć rozwiązania. 





środa, 7 lipca 2010

Grzyb negatywnych nastawień ... w mojej głowie

Dzisiaj doświadczyłam - aż dostałam gęsiej skórki na samą myśl- jak działa negatywne nastawienie na działanie według określonego schematu. W związku z tym, że czytam Vadima Zelanda ("Transerfing rzeczywistości") jestem ostatnio bardzo uważna na swoje odczucia i staram się obserwować rzeczywistość - jak w książce - jak widz. Dzisiaj przydarzyło mi się coś, co pozwoliło jeszcze bardziej zrozumieć jak działa transerfing. W ciągu najbliższych dni będę sprawdzać efekty. Może właśnie weszłam w nowy wariant rzeczywistości?

Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę finansową. Moje pragnienie pieniędzy odbijało się w ciągu ostatnich dni jak od szyby, ale dzisiaj dostałam ważnego maila w tej sprawie. W pierwszej chwili, działając według starego wariantu (no może jedną nogą na starym) spanikowałam i w tej panice: chlipałam i myślałam o świecie, że jest zły i że ja jestem nic nie warta. Potem, gdy już ochłonęłam - otworzyły się przede mną wrota świadomości:P Poczułam, że gotowa jestem pomyśleć w nowy sposób - i jeszcze raz przeczytałam maila. Nie było w nim nic, co mogłoby przerażać:P To w mojej głowie, przez ostatnie dni urósł grzyb negatywnych  nastawień i dał o sobie znać. Na szczęście udało mi się otrząsnąć i pokazać nowej rzeczywistości, że jestem nowym człowiekiem.

Druga rzecz, na którą zwróciłam uwagę to proces przeżywania tej swojej histerii. Niby tak jak zawsze, ale jakoś ... spokojnie. To pewnie efekt oswojenia cienia z zajęć w Szkole Nonviolent Communication. Dałam sobie na to czas i siłę - i w krótkim czasie okazało się, że te negatywne odczucia dają mi siłę i energię do  działania. Ciekawi mnie teraz co z tym będzie dalej. Jak zakończy się cała sprawa - ale sukcesem dzisiaj dla mnie jest to, że szybciej się ułożyłam sama ze sobą.

niedziela, 4 lipca 2010

Trener Doskonałości Sprzedażowej

Ogłoszenie do pracy w międzynarodowym koncernie: Trener Doskonałości Sprzedażowej (nie podam linka, bo chcę zminimalizować konkurencję:P) i pomyślałam sobie, że w gruncie rzeczy, intrygujące nazwanie stanowiska, które samo w sobie jest nudne to połowa sukcesu. W końcu chodzi o to, żeby móc wybrać najlepszego kandydata spośród wielu...

piątek, 2 lipca 2010

Tydzień bez telefonu

No i... stało się... mój telefon komórkowy wysiadł... W poprzednią sobotę działał - potem przestał - i nie z powodu baterii... Po prostu wysiadł... i już. Wszystkie kontakty, sms potwierdzenie przelewu w banku, kalendarz, moja dostępność dla Klientów - niedostępne... 

A jak mnie z tym? 

Komfortowo, bezstresowo, swobodnie... No może brakuje mi możliwości swobodnego dostępu do kontaktów. Trochę się też gubię, gdy muszę skorzystać z telefonu stacjonarnego, ale w gruncie rzeczy mam swobodne ranki, bo nie przejmuję się, czy ktoś z biura do mnie zadzwoni, mąż musi ze mną OSOBIŚCIE załatwiać różne domowe sprawy i KOMUNIKOWAĆ SIĘ ze mną face to face... i nie spodziewałam się, że tak mi będzie z tym  dobrze. Nawet zastanawiam się, czy kupować telefon - no bo skoro tak mi wygodnie:P