środa, 25 kwietnia 2012

W czasach dekoniunktury rośnie znaczenie miękkich kompetencji

Gdy spotykam się z przedsiębiorcami i pracownikami biznesu często - gdy mówię, czym się zajmuję - spotykam się z opinią, że szkolenia z miękkich kompetencji są niezbyt potrzebne. To oczywiście dla mnie raj  sprzedażowy, bo mogę wtedy angażować uwagę rozmówcy sobą i swoimi kompetencjami, w efekcie możliwościami współpracy. Odkąd samodzielnie działam na rynku, uważnie przyglądam się każdej możliwości osiągnięcia celu  w postaci  sprzedaży. Rynek lubi konkrety, więc takie podejście jest dobrze widziane...

Piszę to, dlatego, że wielu z moich rozmówców zaczyna "wykręcanie się" od słów, że rynek słaby, że kryzys, że budżet... Słucham wtedy uważnie i z całym przekonaniem pytam o to, które spośród konkurencyjnych firm działają najlepiej? Pytam też o to, czy te firmy mają system zarządzania możliwy do skopiowania; czy ludzie, którzy przynoszą najlepsze wyniki to osoby o powtarzalnych kompetencjach itd... Często, dla moich rozmówców odkryciem jest, że aspiracje, które mają względem rynku nijak mają się do działań ich ludzi... Słabo motywowani, próbujący ustrzec się ZŁEJ KONIUNKTURY, ukrywający dobre pomysły w szufladach nie mają szans wyjść poza przeciętność. A wymagający rynek wymaga przede wszystkim talentów. To one przynoszą innowacje i odważne decyzje. To one sprawiają, że przywództwo działa należycie a firma kwitnie.

A co zrobić, gdy w firmie brakuje talentów? Takich szczególnych ludzi, którzy czego się nie dotkną potrafią zamienić to w złoto? Potrzeba właśnie miękkich kompetencji. To one sprawiają, że pracownicy znają dobrze zakres swoich zadań i umiejętnie planują dzień, by zamknąć go z sukcesem po 8 godzinach pracy. To one także sprzyjają innowacyjności i podejmowaniu odważnych decyzji. W czasach dekoniunktury ważne jest, by uważnie skanować rynek i jego potrzeby. Pracownicy, którzy to potrafią zazwyczaj znajdują rozwiązania, które sprzyjają osiąganiu najlepszych wyników - mimo obecności ZŁEJ KONIUNKTURY na rynku.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Żeby tylko nie spocząć na laurach

"Nie będziemy przecież wynagradzać ludzi niezależnie od ich obecnych wyników  i rynkowych tendencji. Muszą stale pracować na swoją pozycję, a nie wspominać dawne zasługi." Tak powiedział prezes jednej z międzynarodowych firm rekrutacyjnych w tym artykule: http://www.rp.pl/artykul/805984.html

A Ty kiedy ostatnio myślałeś o tym, jaką pozycję na rynku zajmujesz? Średni koszt niezaangażowanego pracownika to 33 tyś PLN. Czy Twojego przełożonego stać na to, by traktować Twoje stanowisko jako nienaruszalne terytorium? Znam wielu ludzi, który zafiksowani na przeszłości, na tym jakie osiągnięcia mieli, spoczywają na laurach i oczekują stałego wzrostu wynagrodzenia. Czy generujesz dla swojego pracodawcy 33 tyś zysku?

A teraz w drugą stronę. Nie potrzeba wielkiego budżetu, by osiągnąć rezultat w postaci korzyści z zaangażowania pracowników. Z badania AonHewitt wynika, że wystarczy szacunek do człowieka. Ten, realizowany w formule czytelnej komunikacji i regularnie udzielanej informacji zwrotnie udziela się wszystkim i sprzyja budowaniu atmosfery zaangażowania, czyli przynosi wymierne rezultaty...


poniedziałek, 23 kwietnia 2012

I had a dream...

I have a dream... tak mam ochotę zacząć tę dzisiejszą opowieść o tym, że życie stale mnie zadziwia:)

Mocno poczułam jak wielkim obciążeniem dla funkcjonowania może być wiedza. Napęczniała od informacji oraz doświadczeń głowa, w pracy coacha i trenera rozwoju osobistego (która wymaga wrażliwości i umiejętności korzystania z intuicji) zaczęła przeszkadzać. Wszystko, co widziałam i o czym słyszałam, w procesie twórczym wskakiwało w znane koleiny, wprowadzając działanie na tory powtarzalności, replikowania itp. Nie takiego efektu oczekiwałam, więc zaczęłam szukać sposobu na obejście tego ograniczenia. Pomyślałam o tym, że wspaniale byłoby mieć możliwość zdjąć - na żądanie - głowę z karku, postawić obok i odcinając się jednocześnie od wszystkich rad i opinii, które mam dla siebie w głowie, stworzyć niepowtarzalny program szkolenia lub książkę, lub cokolwiek innego, co będzie głosem serca.

Pamiętacie ten wpis "Mózg jest głupi"? Właśnie do niego chcę nawiązać. Wyobraziłam sobie, że rzeczywiście mam możliwość sprawienia, że na czas pracy odkładam głowę na bok... nie umarłam od tego, ale faktycznie, odcięłam wszystko co mi przeszkadzało... posłuchałam serca i w ciągu 20 minut stworzyłam to, co było mi potrzebne... teraz tylko poprawki, dyskusje itd... ale na ten etap wystarczy... Traktuję to jak sukces. A nauce zostawiam doświadczenie wyobrażenia sobie tego, co potrzebne... u mnie zadziałało...

Widok był łagodny:)

środa, 18 kwietnia 2012

Mózg jest głupi

Jakiś czas temu opowiadałam znajomym o potrzebie stałego skanowania rzeczywistości, żeby móc na nią adekwatnie odpowiadać. Poruszyliśmy wtedy temat kropki na ścianie, na której głupi mózg potrafi się zafiksować i przestaje widzieć to, co w okolicy; to, co w otoczeniu. (Ta właściwość ma szczególne znaczenie w coachingu, gdy prowadzimy Klienta do miejsca w którym chce być w swojej wyobraźni. Mózg nie odróżnia wtedy marzenia od rzeczywistości, a doświadczenie to pozwala nam łatwo planować sposoby na omijanie przeszkód).

Dzisiaj rano wstałam o 5.30, ubrałam się, wypiłam kawę, wsiadłam do auta i pojechałam  na spotkanie z moimi przyjaciółmi  z grupy BNI. Na miejscu okazało się, że pomyliłam dni:( Nie wiem, kiedy pomyślałam, że to spotkanie jest właśnie dzisiaj, ale niewątpliwie, jakiś cień w głowie pozostał i odbił się w moim rzeczywistym zachowaniu...

Nie było mi do śmiechu. Przecież mogłam się wyspać... Zaczęłam się zastanawiać właśnie nad tą właściwością ludzkiego mózgu, która sprawia, że zapamiętuje on mało znaczące fakty i reaguje na nie właśnie w taki sposób jak dzisiaj:  myli dni a człowieka doprowadza do szewskiej pasji.

sobota, 14 kwietnia 2012

Dość skromności

Na początek taki wiersz...
http://www.agaludka.republika.pl/bajki/skromnosc.html

Czemu? Bo miałam w tym tygodniu taką przygodę, że zrozumiałam, że skromność może blokować inicjatywę, współpracę i rozwój. W tym tygodniu odkryłam, że mam w swoim systemie działania, taką oto funkcję: "nie wiem, czy ja jestem do tego zadania najlepsza, są inni na rynku". Ta funkcja, często się sama aktywizuje i blokuje mi szansę na branie od życia tego, czego chcę. Żyje w mojej głowie jak wirus i uaktywnia się, gdy najmniej jej potrzebuję. Jest jak ból zębów w czasie świąt albo wakacji... Brrr....

Wiem, że nie jestem wyjątkiem. Wielu z Was też wyniosło z domu przekonanie o tym, że należy zwracać uwagę na innych, pomagać, nie kłócić się, ustępować. A to, niestety, dzisiaj pracuje na niekorzyść. Za tymi przekonaniami stoi nic innego jak słabsze poczucie wartości. Uruchamia się wtedy, gdy stoisz przed wyborem: sięgnąć po to czego pragniesz, czy nie sięgać w ogóle, żeby nie mieć poczucia porażki. Jest jak megafon w głowie, który zagłusza wszystkie doświadczenia i krzyczy o tym, że i tak się potkniesz, że nie zasłużyłeś na taki przywilej itp...

Znacie to? Wiecie, kiedy ta funkcja włącza się u Was? Czy potraficie ją skanalizować? Czy ją rozumiecie?
Mnie pracuje tutaj obraz smoków, które bronią największych pragnień jak drogiego skarbu. Aby się do niego dostać, trzeba nie lada mądrości i siły, także cierpliwości. Po latach walki jednak okazuje się, że wystarczyło te smoki obłaskawić, rozpoznać, nadać im imiona i sięgnąć po skarb - po pewność, że to, co robię jest słuszne i wartościowe. Bez popadania w przesadę, ani udawania skromnych. Nie warto być skromnym...


piątek, 13 kwietnia 2012

czwartek, 5 kwietnia 2012

Z wiosennymi życzeniami


Spodobało mi się zdanie, w którym autor wypunktował cechy przydatne w budowaniu relacji:

autentyczność, pokora, empatia, poufność, wrażliwość, ciekawość, hojność, poczucie humoru, wdzięczność. 
To cechy bliskie każdemu, więc wykorzystywanie ich na co dzień nie powinno sprawiać trudności.

A jednak...

Odkąd zbliżyłam się do środowiska networkingowego obserwuję - co tydzień - ludzi, którzy odwiedzają naszą grupę. Wygląda na to, że przychodzą z ciekawości i z przekonaniem, że możliwe jest zdobycie kontraktu po tym jak nastąpi wymiana wizytówek. Gdy po spotkaniu dzwonię, by dowiedzieć się co dalej, słyszę zniechęcenie - bo cel nie został zrealizowany, a koszty już poniesione (śniadanie, dojazd). Smutno mi wtedy, ale przyjmuję z pokorą:) Trudno tłumaczyć dorosłym ludziom, że o co innego tu chodzi, skoro oni wiedzą lepiej:)  Pojęcie tego w całej autentyczności mieści się gdzieś w osobowości. Dlatego ten rodzaj funkcjonowania nie każdemu pasuje. Dobrze, że na rynku jest miejsce dla wszystkich: dla tych, którzy łatwo się zaprzyjaźniają i dla tych, którzy zachowują dystans.  

Z mojego doświadczenia jednak wynika, że przy sprzedaży produktów, których nie widać (wiedza) nikłe są szanse na powodzenie bez dobrej relacji: opartej na zaufaniu, autentyczności, hojności, poufności, pokorze itd... Niektórym się to udaje, ale jednocześnie wiem, że najciekawsze projekty wygrywają ci, którzy służą Klientowi. Nazywamy to dzieleniem się, ale w praktyce polega to na słuchaniu klienta i zapraszaniu go do korzystania z naszej dostępności. Naprawdę... Bez miłości do pracy, którą się wykonuje, miałoby to słaby rezultat, szybko wypalałoby. A tak cieszymy się z każdego kontaktu, bo wiemy, że jest prawdopodobne, że z czasem doprowadzi nas to do interesującego wyniku:) A nawet jeśli nie, to mamy szansę na wspaniałą relację, w której wzrastają się dwie strony...

Z wiosennymi życzeniami ciepła i radości we wzrastaniu:)
                                                                                     Monika Kurdej