piątek, 4 grudnia 2009

Nie chcę dryfować

Planuję, obserwuję, rozmawiam ze sobą i wiem tyle, że... rozjechały mi się cele... Zabawne, że w drodze do realizacji celów - zgubiłam je ... Dlaczego? Jak to się stało? Jak to ocenić?
Przypuszczam, że warto jest na każdym etapie sprawdzać, gdzie akurat się znajdujemy. To idea zaszczepiona wczoraj przez Macieja Kloze, na szkoleniu z zarządzania projektami. Kontrola każdego etapu, szczegółowe opisanie czego się chce i naprowadzanie na właściwą drogę w odpowiednim momencie - to jakby działanie z wewnętrznym kompasem. Północą są cele długofalowe, a igłą - aktualna ocena stopnia realizacji czynności szczegółowych. W końcu każdy projekt składa się z szeregu pojedynczych i mniejszych działań, jakie należy wykonać.

Piszę to wszystko, bo podjęłam decyzję - w ramach zmieniania wszystkiego na lepsze - żeby kwestię rozwoju firmy i nadania jej kierunku ująć w ramy metodologii zarządzania projektami. Z grubsza wiem o co chodzi, w domu mam eksperta, po regularnych kursach i z certyfikatami, wiem czego chcę, wiem w jakim jestem punkcie. W tej chwili rozpisuję proces na dwa lata. Nie jest to proste. Szereg kluczowych czynności nie należy do moich ulubionych, a bez nich nie powiedzie się dzieło...

Sukcesem niech będzie to, że zauważyłam, że dryfuję bezładnie po morzu możliwości. Wzięłam ster w ręce, nie umiem się jeszcze nim posłużyć i przez jakiś czas moim statkiem będą miotać wichry i fale, ale czuję, że okręt jest mocny i dotrze do celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz