poniedziałek, 23 listopada 2009

Naiwna albo nie naiwna... oto jest pytanie

Przeszło mi przez głowę - mam nadzieję, że nie potwierdzą się moje przypuszczenia - że padłam ofiarą własnej naiwności. To, że mam łatwość do bycia naiwną, wiem, i za każdym razem mam nadzieję, że to nie tym razem:)

W tym wypadku są niby podstawy - sama widziałam - do złej oceny... Ale czy na pewno?

Dzisiaj na chłodno przeanalizowałam proces przygotowywania szkolenia. Wiem, w którym miejscu można było zapobiec tej katastrofie, w każdym razie na tyle, by uniknąć wrażenia niekompetencji trenera. Ale nie było na to przede wszystkim woli, po drugie czasu. Instytucja, o której mowa, nie prowadzi sensownej polityki szkoleniowej i nie skupia się na procesie właściwej diagnozy potrzeb. Potem, w trakcie szkolenia okazuje się, że szkolenie nie dotyczy tego, czego potrzeba. Co ja mogłam z tym zrobić? W zasadzie nic, bo wierzyłam, że przesłane oczekiwania, są oczekiwaniami żywych ludzi, a nie wycięte z internetu. Będę to wiedziała w tym tygodniu:)

Wiem, że właściwy trener na bieżąco diagnozuje potrzeby i sprawdza poziom wiedzy - obchodzi w ten sposób ewentualne zarzuty, że realizował nie to, co potrzeba...

Ale cóż... kolejna lekcja - kolejna bardzo droga lekcja...

Jaki sukces? Na razie żaden. Sukces będzie wtedy, gdy będę miała pewność, że nie dałam się oszukać, że byłam praktyczna i rozsądna - a nie naiwna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz