piątek, 22 stycznia 2010

Moje okropne spowalniacze

Po wczorajszym coachingu została w mi głowie wizja balonu, który czeka na mnie pod balkonem, tak że mogę wspiąć się tylko na balustradę i jednym susem znaleźć się w innej rzeczywistości. I tej wizji nie umiałam do końca sobie wyjaśnić, a Kasia nie pomagała :P Ten balon niesie mnie cichutko nad morzem, nad chmurami, w jedyne takie miejsce na ziemi: do przytulnej, niewielkiej zatoki nad lazurowym morzem, na ciepły, złoty piaseczek, w cień palmy i różowych rododendronów, w szum morza, w ciepło słońca, w nicniemuszenie... I ten balon, i ta zatoka pojawiają się u mnie, gdy robi się trudno... i ja z nich korzystam... bardzo chętnie opóźniając decyzje, wybory, wymyślając brak kompetencji, umiejętności i doświadczenia, zamawiając coraz to nowe książki, bez których będę głupsza niż jestem...
A jak już wracam z tego mojego morza, z tych gorących piasków, z cieni palm i rododendronów... jak tylko robi się trudno znowu wskakuję do tego balonu... To moje okropne spowalniacze, moje "nic nie muszę" albo "teraz nie chcę".




Zapisuję tutaj, bo teraz właśnie głośno sobie mówię, że CZĘSTO UCIEKAM i sukcesem będzie raczej wskoczenie do balonu w nagrodę, a nie zamiast nagrody... Ładnie to nazwałam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz