sobota, 9 stycznia 2010

Dotknęłam sukcesu...

Spotkałam dzisiaj osobę, która mi zaimponowała - czego się nie dotknie zamienia w złoto:) Dosłownie: jedno przedsiębiorstwo, drugie przedsiębiorstwo, sukcesy w sprzedaży, a obecnie zadowalająca praca. Piszę o tym, bo wszystkie moje próby przedsiębrania nie przynoszą spektakularnych rezultatów. Zaczęłam już myśleć o byle jakim handlu, na polówce w Falenicy, żeby mieć wymierny sukces:) Czy to ja zbyt niecierpliwa jestem? A może znowu jestem na nie swojej drodze? Może znowu pomyliłam kierunki, albo cudze plany wzięłam za swoje?... Nie, to nie to. Zdecydowanie moim marzeniem i planem na najbliższe dziesięciolecie jest postawienie i rozbujanie firmy szkoleniowej. A więc, o co chodzi? Wiedza miesza mi się z uczuciami, oczekiwania z rzeczywistością, a wymierne efekty (ujemne) widzę tylko księgując wydatki. Do tego mam poczucie, że własna działalność - jak czarna dziura - wchłania każdą ilość pieniędzy... Piszę o tym, bo zadziwiona jestem łatwością, z jaką niektóre osoby osiągają przekraczające ich oczekiwania rezultaty. To fajne i straszne zarazem. Straszne, że mnie to dziwi, fajne, że mnie motywuje:)

Zdopingowało mnie to spotkanie. Ostatnie pół roku było zmaganiem się z tym, co przychodzi łatwo: strona internetowa, grafika, marketing sieciowy obserwowanie branży. Przede mną trudniejsze działania: skupienie wokół siebie wspaniałych ludzi i znalezienie tematu, który będę mogła sprzedawać (już). Z dzisiejszego spotkania wynika (to, co wiedziałam, ale było obok mnie), że sukces jest wypadkową konsekwentnego działania, determinacji, jasnego wytyczania celów i cierpliwości. Dotknęłam tego wreszcie:) Nie wiem jeszcze, jak w praktyce zrealizuję plany, ale przypuszczam, że tak zwyczajnie - krok po kroku.

1 komentarz:

  1. Witam :)
    do tej wypadkowej sukcesu dodałabym jeszcze odrobinę szczęścia :)
    Czego Ci życzę!!

    OdpowiedzUsuń