wtorek, 19 stycznia 2010

Działam, nie odkładam...

Po pierwsze, mam już półtora rozdziału książki:) Na razie wersja mocno robocza i daje mi obraz pracy, jaką pisarze wkładają, by zrealizować w sposób spójny i konsekwentny swoją historię. I o ile wydawało mi się wcześniej: "cóż dla mnie łatwiejszego", to już na początku pracy wiem, że jest to kawał ciężkiej roboty... Nic dziwnego, że najbardziej znani literaci kończyli żywot wcześnie, w nałogach i stanach depresyjnych... Ale w sumie bawi mnie ta praca i czuję, że będzie mnie trzymać przy życiu w trudnych chwilach...a może przemieni się w nową pasję... Na razie daje mi możliwość rozwiązania niektórych własnych kłopotów po swojemu:P i spojrzenia na nie z dystansem. Sukcesem niech będzie to, że działam w sferze, którą odkładałam na bok od baaaaaardzo dawna.

Po drugie, byłam na zakupach:) W związku z tym, że sporo kilogramów zrzuciłam, pracuję w domu i nie specjalnie spotykam się z ludźmi, moja szafa stała się zbiorem różnych ciekawostek (tshirty, koszule w poprzednich rozmiarach, 3 pary dresów i jedne spodnie w kant, za duża marynarka, za duża tunika, dwa zestawy właściwe, ale za to letnie). Tak więc wybrałam się i już... O jak przyjemnie znajdować na wieszakach normalne ubrania... jak miło wybierać: nie, to mi się nie podoba, wolę to... A dodatkowo przypomniałam sobie jaka to przyjemność nosi krótkie spódnice, nawet zimą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz