Trwało nieco nim przeczytałam "Transurfing" Vadima Zelanda. Książkę naturalnie poleciła mi Kasia przy okazji jakiejś rozmowy o powielaniu błędów. Jeszcze nie wszystko do mnie dotarło, bo lekturę skończyłam dzisiaj, ale zachwyciło mnie podejście autora do świata. Zwyczajne, proste i ludzkie, a jednak inteligentne i pełne miłości. A do tego ładny, normalny język. To akurat kwestia tłumacza, ale ten przecież ma za zadanie oddać klimat oryginału. To co najprostsze jest najpiękniejsze - kolejny raz to potwierdzam:)
Sama książka interesująco omawia zagadnienia związane z życiowymi wyborami i postawami. Dotyka wielu trudnych i niewytłumaczalnych kwestii związanych z uporczywym tkwieniem w strefie komfortu, czy tendencją do projektowania się na określone wydarzenia. To co ważne, to podkreślenie ważności koncentrowania się na odczuciach przy podejmowaniu decyzji. Autor zachęca do rozpoznania tej formy komunikowania się ze sobą, a ja idę za tą jego myślą. Znam korzyści, jakie za sobą niesie (mimo zdecydowanych braków) i chcę rozwijać tę umiejętność. Autor podkreśla, że nauczenie się korzystania z tej swojej wewnętrznej wiedzy zwolni umysł, który będzie mógł zająć się wtedy poważnymi sprawami, a to już jest wyższy stopień wtajemniczenia w dostrzeganie możliwości jakie daje świat i, po prostu, brania ich dla siebie.
Jak dla mnie, książka na poziomie "WOW", bo pokazała mi, na razie przez niewielki otwór ciasnego i ciepłego tekturowego pudełka, w jakim się sama zamknęłam, w którym miejscu własnego życia jestem. To ciekawe doświadczenie zajrzeć głęboko, pod skórę, do własnych emocji. Przypuszczam, że mojego entuzjazmu nie podzielą koledzy informatycy, którzy podczytują tego bloga (;P), trwale i od wielu lat zamknięci "w swoich głowach", ale może jednak odważą się i zechcą przeżyć przygodę z tą książką. Mam ją na stoliku obok łóżka... i zachęcam...