poniedziałek, 29 października 2012

Elastyczność kandydatów - elastyczność pracodawców

"Chociaż stopa bezrobocia wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie (zgodnie z wczorajszymi danymi GUS wynosi 12,4 proc.), a coraz większa liczba absolwentów pozostaje bez pracy, to prawie 80 proc. pracodawców ma problemy z rekrutacją. Wynika to z niedopasowania podaży do popytu na rynku pracy i niedostosowania oferowanych w trakcie edukacji kierunków kształcenia do potrzeb pracodawców. Eksperci ostrzegają, iż problem ten nadal będzie się pogłębiać."


A wczoraj kontaktowałam się z człowiekiem, który przyznał się, że ma kłopoty z rekrutacją i ma przekonanie, że to nie z powodu kompetencji zawodowych, ale osobistych... W praktyce można by powiedzieć, że nie potrafi się sprzedać... Może i to kwestia szkoły, ale przede wszystkim osobistych ograniczeń. Każdy je ma. Jedni mniej, inni więcej, ale generalnie chodzi o chronienie siebie. W niekomfortowej sytuacji rozmowy rekrutacyjnej łatwo się schować za dowolną maską. Szkoła ma tu ograniczony wpływ. To kwestia osobistego nastawienia i wewnętrznego przekonania, że jestem we właściwym miejscu i chcę robić tę pracę do której aplikowałem. Może też tego, co wynieśliśmy z domu: że się nadaję, że jestem dobrym kandydatem, że szybko się nauczę.

Skoro pracodawcy mają kłopot z zatrudnianiem, a na rynku bezrobocie, to z całą pewnością jest to temat niedopasowania i niskiej elastyczności dwóch stron. Nie tylko kandydatów do pracy...

środa, 24 października 2012

Teamcoaching. Nowa ścieżka mistrzostwa

- A trzeba było uważać w szkole coachów!!! - taką mam myśl, gdy prowadzę tę swoją grupę networkerów przez rynek:) Cudowni ludzie, grupa indywidualistów, prawdziwe STARS... A w tym wszystkim ja z moimi pytaniami: czego potrzebujesz? co Ci przeszkadza? I z poczuciem, że moduł o teamcoachingu został dziwnie pominięty na zajęciach... Próbuję więc sama i swoimi metodami...  

Z warsztatu Miki Kashtan wzięłam metodę brania tematu, który się pojawia w grupie i wykładania go na stół. Potknęłam się o to, że ludzie lubią jak jest szybko i konkretnie. Namyślanie się jest krępujące. 

Dwudziestu indywidualistów potrzebuje, by na każdego zwrócić uwagę. Jeden wychodzi w trakcie spotkania, inny bębni palcami o stół zniecierpliwiony, inny gada, gada, gada i poucza, następny rozmawia z sąsiadką, kolejny bawi się w policjanta procedur itd... A w tym wszystkim ja, z celami ważnymi także dla mnie i z cieniami, które wydobywają się z duszy... Budowniczy, który z miękkiego materiału ma zrobić solidną zaprawę do zarabiania prawdziwych pieniędzy... Zadaję sobie pytanie, czy to w ogóle możliwe?

Tutaj jest inaczej niż na warsztatach rozwojowych, gdzie siadamy i przez chwilę medytujemy. Uważność pozwala złapać myśli, nazwać je, konkretyzować a potem dzielić się nimi. W tym rozpędzie, który dla ludzi jest bezpieczny trudno osiągnąć kreatywność. Trudno więc osiągać maksimum możliwości... A bez tego trudno znajdować poruszające rozwiązania... Bez tego trudno się wyróżnić na rynku...

Praca z grupą jest bardzo podobna do pracy 1-2-1 w coachingu. Sądzę, że kluczem jest sprawienie, by ludzie działali jak jeden organizm... Żeby dostali tyle uwagi, by nie musieli jej brać sami... Żeby odkryli radość z namyślania się... Wtedy odkryją radość ze wspólnej pracy i zaczną sami budować power teamy biznesowe. Przestaną skarżyć się na niską jakość rekomendacji... Będą bardziej pewni siebie i radośni... Lubienie będzie mocniejsze, bo poparte konkretną nagrodą w postaci zleceń i pieniędzy...

Znowu gigantyczny cel. Znowu możliwość porażki. Znowu warsztat i nowa ścieżka mistrzostwa

poniedziałek, 22 października 2012

Pięno złości

Złość, konflikt, emocje... Na samą myśl o tym, że mogą się pojawić cierpnie skóra i pojawia się panika... Ciało spina się do ucieczki, a w głowie pojawiają się nieprawdopodobne historie, które "nakręcają" język i rozum. Znam osoby, które w stresie krzyczą i dziwią się, że nie znajdują zrozumienia i akceptacji. Znam też osoby, które w konflikcie wycofują się pozostawiając pole do zagospodarowania drugiej stronie. One także potrzebują... tego samego.

A gdyby na złość spojrzeć na zjawisko pozytywne? Gdyby znaleźć procedurę, wg której złość byłaby możliwa do zarządzania? Czy to w ogóle możliwe?

Ja z moją złością spotykam się rzadko... Nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że wychowana zostałam w duchu: nic się nie stało... To duża zaleta dla pracy jako coach, bo w relacji z Klientem pojawia się niewiele moich projekcji. To daje mu przestrzeń do rozwoju. Jednak w normalnym życiu przeszkadza mi ta słaba zdolność okazywania złości. W złości bowiem jest żywotność. Ciało spięte złością gotowe jest góry przenosić, tupać i wydawać dźwięki. Złość jest piękna, bo maluje obraz żywego, autentycznego człowieka.  Gdy ja się nie złoszczę - jestem nieautentyczna. Moje otoczenie łagodność bierze za przyzwolenie wstępu  do "mojego ogródka" i zostawia w nim dużo tego, czego nie chce mieć u siebie. Otrząśnięcie się zajmuje mi nieco czasu. Pojawia się więc oczywista potrzeba rozwijania pewności siebie i zdrowej asertywności. Akurat przebywa w Polsce Yoram Masterson ze swoim kursem "Piękno złości". Po dwóch dniach pracy mam pewność, że złość z krzykiem i tupaniem dotyka ledwo powierzchni wszystkich ludzkich strachów i frustracji. Nie martwię się więc tym, że nie okazuję emocji. Odkryłam, że mam potrzebną równowagę, tylko z niej nie korzystam w pełni. Pielęgnuję uważność oraz umiejętność nazywania emocji, ale złość ukrywam, jakby była czymś nienaturalnym. Od Yorama nauczyłam się, że chwile złości warto świętować. I dostałam masę materiału do pracy z moimi Klientami.

Piszę o tym, żeby dać znać, iż złość jest twórcza i że możliwe jest zarządzanie jej energią. I jeśli masz ochotę popracować ze swoją złością - kto wie, może mogę Cię w tym wesprzeć:) 

sobota, 20 października 2012

Bo to kwestia tożsamości była

Temat tożsamości to ważny obszar rozwojowy... Odciska się we wszystkich działaniach i w każdej decyzji menedżera. Jest jednocześnie jego Gwiazdą Polarną i Wielkim Wozem. Jest filarem, na którym opiera się jego rzeczywistość.

Piszę o tym, bo sama jeszcze chwilę temu mierzyłam się z tematem tożsamości. Gdy odkryłam, że - wbrew sobie - realizuję potrzebę prestiżu, poczułam się jak nagi aktor na scenie. Nagle dopadły mnie wszystkie moje cienie i włączyłam ogromny opór. Tak wielki, że miałam trudność pokonywać go sama. Szukałam pomocy na zewnątrz: u męża, u kolegów-coachów, w diecie, w wierszach i u terapeuty. 

Jeszcze nie mam jasności co do tego kim jestem. To zbyt świeży temat. Trudny. Jednak otwierająca - po raz kolejny - okazała się zdolność położenia na stół rzeczywistości i przyglądania się jej. Odkryłam, że potrzebę znaczenia dla innych mogę realizować na sto różnych sposobów, ale bycie trenerką rozwoju jest dla mnie najatrakcyjniejsze, bo zabezpiecza inne ważne oczekiwania. Mam już luz, co do tego w którą stronę pójdzie Training+. To nie on jest ważny, ale ludzie którym służy. Moim zadaniem jest więc być sobą i dzielić się z ludźmi moją autentycznością. Ona nie dla wszystkich jest atrakcyjna. Niektórym przynosi nawet konsternację, ale mam poczucie, że to klucz właśnie dla mnie. 

A jutro moje urodziny:) I to bardzo ciekawy prezent ode mnie - dla mnie:) 


piątek, 19 października 2012

Wiersz o sukcesie

Różnie go nazywają.
Zazwyczaj pojawia się nieoczekiwanie,
z worem zabawek dla dużych dzieci.
Wycieczki, nowe auta, buty na wysokiej szpilce.
Jakby chciał wynagrodzić własną nieobecność.

Wiemy o nim tyle co o podróżniku.
Że zagląda w miejsca niełatwo dostępne.
Że poznaje ludzi i że z nimi jada.
A potem odchodzi...
I znowu go nie ma.

Podziwu godny charakter.
Nie nadmierny.
Nie nagły.
I nie przesadzony.
Naiwny twór zajęty pytaniem
o oczywistości.
Mistrz drobnych kroków
i wielkich dystansów.
Ultramaratończyk

Właśnie wyruszył...
W przypadkową stronę

czwartek, 18 października 2012

Coachingowe case study

Taki Klient mi się przytrafił: w dużym kłopocie, bo z wielką potrzebą podjęcia decyzji, co z jego biznesem. Kocha ten biznes, wypełnia mu dużo potrzebnych do przeżycia potrzeb, ale jednocześnie dostrzega, że wkłada w niego zbyt wiele energii i otrzymuje zbyt mały zwrot...
Ten Klient Ma też drugi biznes, który zbudował i który go nakręca. Ale on jeszcze nie działa. Jest młody, świeży i pełen luk. Wymaga jeszcze masy energii i wiedzy, żeby mógł stać się prawdziwy. Niemniej dane ekonomiczne i trendy na rynku wskazują, że warto się nim zainteresować. Klient doprowadził ten biznes do punktu, w którym jest - w zasadzie - gotowy do pokazania rynkowi, coś tam nawet z tym robi, ale... No właśnie... Włącza mu się opór... Że tamto lepsze, fajniejsze, większe możliwości... A w tym wszystkim jeszcze prestiż i strefa komfortu... No, nic tylko zostać przy starym...

Dla mnie - ewidentnie - temat na łamanie oporu przed zmianą. Zadaję pytania, i ten Klient odpowiada, że wie, że jakby mógł zrobić co zechce, to uwagę w ten drugi biznes by ładował... i pisał książki... i po radiach jeździł... Ale w tym wszystkim jakoś błysku nie ma... Jakieś takie to... jakby... martwe... Zastanawiam się o co chodzi, kładę na stół i dopytuję... 
.....................................................................................................................
Po 20 minutach mam kilka ciekawych wniosków. Klientowi udało się połączyć stare z nowym. Dostrzegł możliwość, której wcześniej nie brał pod uwagę na poważnie. Znalazł niszę i szybko stworzył czytelną - głównie dla siebie - metodę mówienia o swoim biznesie. "Stary" biznes został doceniony a nowa ścieżka wyznaczona... 

Właśnie za to cenię tę pracę... To prawdziwe przyspieszanie rozwoju... Kolejny sukces odhaczony... Klient zmotywowany... światło w tunelu jest... i ulga...

wtorek, 16 października 2012

Biznes a chinese menu...

Z chińskim menu skojarzyła mi się oferta znajomej firmy... 

Jak wchodzę po kurczaka w cieście to obok widzę smażonego ananasa, kaczkę w pięciu smakach i wieprzowinę na gorącym półmisku... W zaprzyjaźnionej restauracji jest także kebab i pizza... W końcu Klient MUSI znaleźć coś dla siebie.

W przypadku każdego innego biznesu jest trochę inaczej. Siedzenie na kilku krzesłach wprowadza szum komunikacyjny. Mówienie o wszystkim naraz jest mało funkcjonalne. Zniechęca Klienta do słuchania, bo wymaga więcej czasu i więcej uwagi. Daje mu - w pierwszych, najważniejszych chwilach spotkania z tak obfitą ofertą - zbyt wiele przestrzeni, do marudzenia: "tego nie..., tego też nie..., to może..., to nie..."
A co się dzieje z Klientem, gdy powtórzy trzy razy TAK? Dlaczego więc coś innego miałoby się dziać w przypadku NIE?

Bycie w biznesie to konieczność filtrowania zasobów. Jest ich cała góra w otoczeniu, ale by dobrze z nich skorzystać konieczna jest zdolność wybierania i ... decydowania... Ja też - obserwuję  to ostatnio - z tym ostatnim mam kłopot. Podjęcie decyzji to konieczność odrzucenia innych możliwości. Biznes w ogóle - to chińskie menu. Każdy biznes to już wąsko wyspecjalizowana restauracja. Warto o tym wiedzieć...

A co ma do tego zaprzyjaźniona firma? Stworzono ją, by zrealizować oczywisty cel, jakim jest zarabianie pieniędzy i samorealizacja. Trudność, która dzisiaj się pojawia wynika z tego, że na tej olbrzymiej górze możliwości dobudowują kolejną górę możliwości. Mają trudność z wybraniem swojego korowego biznesu. Klient, który do nich trafia widzi to, i to, i to, i jeszcze to... I czuje, że musi przetrawić... Dla niego nie jest oczywiste, że w jednym miejscu są taaaakie możliwości... i odchodzi...

piątek, 12 października 2012

Międzynarodowy Konwent HR

To było wczoraj, więc na świeżo piszę wnioski:
Sesja: Strategic People Planning.
Podobało mi się syntetyczne ujęcie kwestii planowania zatrudnienia i rozwoju organizacji. Wzięcie pod uwagę, że mamy "kryzys" i pokazanie, że nawet teraz planowanie w perspektywie (krótszej, 3-5 lat) jest konieczne.
Z tej sesji biorę przekonanie, że wizja, misja i scenariusze wydarzeń są konieczne. Jeśli umieć je łączyć z posiadanym zatrudnieniem i umieć elastycznie dopasowywać kompetencje (też kształcić) to okazuje się, że przesuwanie w firmach jest tańsze niż naprzemienne zatrudnianie i zwalnianie pracowników... Udowadnia to oczywiście program informatyczny, który wszystko sam liczy, sprawdza i podkreśla...

Sesja: Rola HR a strategiczne zwiększanie wolumenu sprzedaży
Najbardziej interesująca sesja dla mnie. Dostałam, czarno na białym, informację, że warto szkolić siły sprzedaży - bo to tańsze niż stałe poszukiwanie utalentowanego sprzedawcy. 
Inna kwestia, którą biorę z tej sesji to konieczność nauczenia się rozpoznawania ukrytych intencji kandydata na sprzedawcę (także przekonań). To one w największej mierze rządzą jego odpornością na stres i efektywnością zawodową. Potrafią skutecznie zatrzymać go w pół drogi do sukcesu

Sesja: Skuteczny marketing projektów HRowych na przykładzie Grupy Pracuj Solutions
Agnieszkę Bieniak znam osobiście i wiem, że do wystąpienia przed grupą zawsze solidnie się przygotowuje. A o swojej pracy w Grupie Pracuj opowiada z taką pasją i z takim zaangażowaniem, że właściwie mogłaby to robić z marszu:), tylko tego nie chce, bo potrzebuje się przygotować jeszcze lepiej...

Podoba mi się to, że do każdego projektu podchodzą z książkową dokładnością. Badają, opisują, znajdują słabe punkty i najmocniejsze strony. Rozumieją istotę dobrego marketingu oraz sposób percepcji swoich ludzi. Nikogo nie chcą zmieniać. Chcą się doskonalić. I nie boją się przyznać do tego, że coś zrobili nie tak, bo potem wyciągają wnioski i się poprawiają... na 200%

Z tej sesji wzięłam pewność, że każdy projekt - także HR - wymaga mocnego stargetowania i określenia właściwych kanałów komunikacyjnych. Potem taki produkt właściwie sam się sprzedaje... Jak myślę o moim projekcie dla sprzedawców - inżynierów to wiem, że i u nich nie było różowo... Ale  ostatecznie się wszystko powiodło. To taka historia sukcesu jednego działu HR. 
GRATULACJE

poniedziałek, 8 października 2012

Po co stawiać weto Klientowi

O tym, że dla pracy w sprzedaży konieczne jest stałe uczestniczenie w procesach rynkowych, chyba nie muszę już nikogo przekonywać... Aktywność, poznawanie ludzi, praca z kontaktami to dzień powszedni dobrego sprzedawcy. Jakimi technikami to robisz - to nie ma najmniejszego znaczenia - pod warunkiem, że osiągasz swoje rezultaty. Aktywność i bycie na bieżąco zapewnia sprzedawcy dostęp do pełnej wiedzy o swoich Klientach - a stąd już prosta droga do partnerskiego sposobu negocjowania...

Partnerskiego?... Czy coś takiego w ogóle istnieje? Czy sprzedawca i kupujący mogą w ogóle być partnerami? Przecież, gdy jeden chce czegoś - to drugi chce dokładnie czegoś odwrotnego. Jeden potrzebuje maksymalizować zysk - drugi chce zapłacić jak najmniej. Jeden chce maksimum wartości dodanej - drugi liczy koszty i minimalizuje prezenty. Jeden chce odroczonych terminów płatności - drugi potrzebuje mieć ją na koncie natychmiast.... A więc jakie partnerstwo? Gdy każdy z nich chce wszystkiego - naprawdę konieczna jest umiejętność postawienia weta. Takiego weta, które sprawi, że Klient nie odstąpi od zakupu, ale poczuje się kimś ważnym - osobą, której potrzeby brane są pod uwagę...

Sztuką więc jest negocjowanie... I - jak widzicie - całkowicie nie chodzi o negocjowanie w jakimś konkretnym stylu. Chodzi o rzetelną robotę, u podstawy której leży głównie pozytywne nastawienie do współpracy. Gdy dwie strony chcą dokonać transakcji, z całą pewnością - mimo przeciwnych stanowisk znajdą rozwiązanie dla swojego tematu. Sprzedawca słuchając uważnie Klienta i analizując możliwości po swojej stronie (produkty, koszty, marże) jest w stanie reagować na żądania. Postawienie weta czy zastrzeżenia przez sprzedawcę jest ledwie przygrywką do pozytywnego zakończenia negocjacji. To wstęp do poszukiwania rozwiązań lub ... możliwość odstąpienia od nieudanej transakcji. Znam wiele przypadków, z których wynika, że Klient wraca do sprzedawcy, który nie chciał sprzedać mu bubla...

Jaki wniosek:

  1. stawianie pytań i dobra diagnoza potrzeb Klienta - to klucz do sprzedaży,
  2. stawianie weta to to także dowód na to, że sprzedawca przyjął postawę biznesową i rozumie, w którym miejscu mieszczą się jego interesy.
Oczywiście, umiejętności te mamy, a kto czuje, że jest inaczej, z całą pewności może się nauczyć, jak je pielęgnować. Ważne, żeby wiedzieć, że spełnianie wszystkich oczekiwań Klienta prowadzi do przeciwnych efektów niż oczekiwane - do coraz niższych marż, a więc do mniejszych zysków... Spójrzcie na ceny rozmów telefonicznych i telefonów komórkowych... To naprawdę zdarzyło się szybko


niedziela, 7 października 2012

Dorosły człowiek to...

"(...) W istocie każdy z nas wie, że dorosłość polega na stawaniu się coraz bardziej autonomicznym człowiekiem, czyli coraz bardziej wolnym - mniej uzależnionym od pieniędzy, rzeczy, ludzi i przekonań. Coraz mniej przestraszonym światem, życiem i przemijaniem, coraz więcej rozumiejącym i potrafiącym, coraz bardziej świadomie decydującym o sobie i o swojej drodze. Wystarczy o tym pamiętać i tęsknić. To pozwoli utrzymać właściwy kurs i odnajdować odpowiednie sposoby i ścieżki."

Wojciech Eichelberger, "Przedszkolaki w ubraniach dorosłych",
Zwierciadło, październik 2012, str. 120 - 124

sobota, 6 października 2012

Wyzwania HR - wnioski po konferencji o zarządzaniu organizacją wielopokoleniową


Chciałam dowiedzieć się czy na pewno jest trudniej pracować z różnymi pokoleniami... Dziwnie jest mi oglądać CV osób sporo młodszych ode mnie, ale nie mam wątpliwości, że to naturalna kolej rzeczy. 

Upewniłam się, że temat ma uzasadnienie jeśli patrzeć na niego przez pryzmat wydłużonego czasu pracy dla pracowników. 67 lat, a może więcej, to naprawdę szmat czasu... Nie da się tego jakoś "przeciepać" czekając na emeryturę...

Dowiedziałam się też, że temat z całą pewnością nie jest nowy, ale... dotyczy Polski na nowo. Wojna i komunizm wydrenowały nasz kraj z dojrzałych ekspertów, więc zjawisko obecności różnych pokoleń w organizacjach jest w jakimś sensie nowe... Są oczywiście branże, gdzie pokolenia się spotykały od zawsze (dziennikarze, naukowcy), ale z całą pewnością są też branże, których pracownicy dopiero teraz się starzeją (branża teleinfo). Działy HR w firmach szukają więc sposobów na to, by usprawnić swoje systemy zarządzania i dopasować je JESZCZE BARDZIEJ do potrzeb swoich ludzi. I wcale nie musi chodzić o telepracę czy bardziej korzystne warunki zatrudnienia dla mam. Ta troska może/powinna odnosić się do codzienności pracowników różnych pokoleń. Czynić pracę o tyle przyjemną, że konieczną do wykonywania naprawdę długo. 

Uzasadnienia nabiera więc tematyka work life balance. Tylko równowaga między życiem a pracą pozwala ludziom bardziej się o siebie troszczyć (jeść zdrowiej, mieć aktywność ruchową, hobby, przyjaciół) i przez to żyć dłużej... a więc chętnie pracować dłużej...

W czasie konferencji zadaliśmy sobie też pytanie, jakimi działaniami zabezpieczyć potrzeby HR, żeby były zdolne pracować z tą różnorodnością. Okazuje się, że to spore wyzwanie, bo potrzeby są tak osobne, że właściwie niemożliwe jest znalezienie dla nich wspólnego mianownika. I wygląda na to, że HR będą miały coraz więcej roboty. Będą:
  • kontynuować pracę nad czynieniem atmosfery pracy bardziej przyjazną
  • angażować się w tworzenie programów wspierania współpracy,
  • tworzyć programy wspierające zarządzanie wiedzą, 
  • podejmować działania pro-zdrowotne. 

A firmy szkoleniowe będą to wszystko wspierać:)

poniedziałek, 1 października 2012

Ach, być bohaterem...

Z całą pewnością pisałam wcześniej już o emocjach i o tym, że są naturalnym systemem wczesnego ostrzegania u ludzi. 

Dzisiaj chcę nawiązać do książki "Nie bój się bać" Susan Jeffers. Pożyczyłam ją od znajomych coachów (z jednoczesną uwagą, że nie zaczynają sesji coachingowej, jeśli Klient nie przeczyta tej pozycji:) 

Faktycznie, autorka sporo mówi o strachu. Podkreśla tez możliwość przyjmowania go na dwa sposoby:

  1. aby się zablokować na świat, zatrzymać w swojej strefie komfortu, a w skrajnych przypadkach nakręcać na bycie nieszczęśliwym
  2. aby być otwartym, gotowym na najlepsze.
Z książki wynika, że postawa druga jest bardziej inspirująca dla życia. Prowadzi ku nowym doświadczeniom, nowym obowiązkom, ku rozwojowi. Czyni życie człowieka bardziej pełnym i wydajnym. 


Piszę o tym z dwóch powodów:

  1. moja pierwsza w życiu sesja coachingowa - gdzie ja byłam Klientem - skupiona była właśnie na transformacji strachu i czuję, że ta sesja pracuje mi do dzisiaj (a było to kilka lat temu). Ogromna gula strachu została wyjęta z gardła i zamieniona w przyjazne ziarnko groszku, które noszę ZAWSZE przy sobie (mentalnie, w wyobraźni); mam też wrażenie, że to była jedna z ważniejszych sesji w moim życiu...
  2. Klienci, którzy trafiają na sesje coachingowe najczęściej potrzebują dokonać zmiany, ale... boją się podjąć decyzję. Czują, że pojedyncza zmiana wywoła wiele kolejnych i włączają opór przed działaniem... Pragną jednocześnie czekać i iść do przodu. Siedzieć i rozwijać się...
Gdy trafiają do coacha kładą na stole swoje tematy i czekają na radę, na kierunek... Szybko orientują się, że nie tędy droga (żaden ze specjalistów nie weźmie przecież na siebie obciążenia czyimiś decyzjami...) i zaczynają kombinować: o co naprawdę chodzi? co mi mówi ten strach? co mogę z tym zrobić? gdybym mógł zrobić tak, to co by się stało? a tak, to co wtedy...? Dzięki możliwości przepracowania z kimś, kto nie ma w ogóle połączenia z tym wewnętrznym strachem odkrywają, że za tą mentalną ścianą kryją się możliwości, o których - gdy jest się opętanym paniką - trudno pomyśleć. Bo strach to ta emocja, która pojawia się jako system wczesnego ostrzegania przed zagrożeniem. Myśl o zmianie to dla naszego umysłu wystarczająca iskra, by zacząć projektować najgorsze scenariusze. Aby być bohaterem konieczna jest więc jasność umysłu... i zdolność przekraczania jego granic... i to właśnie dostaje Klient w procesie coachignowym.