poniedziałek, 28 grudnia 2009

Świątecznie

Świątecznie... i poświątecznie..

Niby święta dla rodziny są, ale spróbujcie rodzinie powiedzieć, że spędzacie je ze swoimi najbliższymi (mąż, dzieci, pies). To nie do przejścia jest, więc w tym roku nie próbowałam, tylko jak chorągiew na wietrze: raz u jednych, raz u drugich i co...? Padło pytanie, kiedy my młodzi przejmiemy pałeczkę organizowania świątecznych przyjęć... Co za ulga... A my, młodzi, popatrzyliśmy tylko po sobie i ... nikt się nie wyrwał:) Wygląda na to, że już nie mamy energii nic zmieniać... albo się starzejemy.... albo starzy przespali właściwy czas...:P

niedziela, 20 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec... cz. 4

Połykam te lektury:) Po pierwsze sprawny styl - naprawdę się nie nudzę czytając o procesach, przepisach, sprzedaży i przychodach... Po drugie odkrywam tam masę nienazwanych aspektów mojego biznesu. Co z tego, że ja to wszystko wiedziałam, skoro jakoś tak nieumiejętnie łączyłam z rzeczywistością:( Prawdą jest, że nie szkoła uczy przedsiębiorcę, ale doświadczenie.

Po lekturze jeszcze wyraźniej widzę, jak chcę by wyglądało Wszystko dla Szkoleń. Zaczęłam od niewielkiej, ale ważnej zmiany misji i przełożenia informacji o doświadczeniu, na bardziej ludzki język. To co wcześniej miałam na stronie, i w dużej mierze przecież w głowie, nie inspirowało ani mnie, ani moich potencjalnych Klientów do działania. Dzisiaj czuję, że jest we mnie inna energia, jakoś tak precyzyjniej patrzę na cały proces biznesowy, widzę, że może być rozwojowy i wiem, w którym kierunku zmierzam. Oczywiście to nie tak, że jedna książka i już mam cały świat w rękach. To część pewnego procesu, który się dzieje i jest efektywny. I właśnie to mnie buduje.

A z konkretów:
1. autor ciekawie rozrysował obraz firmy jako całości - takie spojrzenie z lotu ptaka, którego szukałam. Jako elementy niejako spajające firmę i bardzo ważne: Misja, Przywództwo i Zespół, a w środku pozycjonowane już, od najważniejszego, procesy: przepływ pieniężny, komunikacja, systemy, przepisy i produkt.
2. produkt na samym końcu - bo jego podstawą ma być stabilna i mocna organizacja. A to zapewnią tylko właściwie prowadzone procesy związane z przepływem pieniędzy.
3. nauka, by być wiecznym poszukiwaczem odpowiedzi; nauka, że całą wiedzę mamy w sobie; nauka, że działanie firmy zaczyna się nim ona powstanie...

piątek, 18 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec... cz. 3

Och, zafascynował mnie Kiyosaki. Najnowsza książka "Zanim rzucisz pracę..." mówi o tym, co faktycznie wydarzyło się w moim życiu i jak sama, intuicyjnie przerabiam lekcję za lekcją. Intryguje mnie ten człowiek.  Przypuszczam, że prawdą jest wszystko co pisze.

Sukcesem niech będzie zrozumienie sensu intuicji. Zbyt często jej nie słucham, ale ona i tak robi swoje i dobrze na tym wychodzi - a ja razem z nią.

To co w tej książce mnie uderzyło - od samego początku - to poczucie wolności autora/bohatera. Takie poczucie, które jest sprawcze, twórcze, ale nie destrukcyjne. Bez tego nic nie wydaje się być możliwe czy warte uwagi. Jak patrzę wstecz, mam wrażenie, że od urodzenia robiłam wszystko, by zachować autonomię i niezależność. Wtłaczana w ciasne buty przez szkołę i rodzinę uznałam, że tak być musi, a walka nie ma sensu -  a było jej wiele. Ciągle miałam poczucie, że przegrywam, że jedyna właściwa droga, to ta wyznaczona przez kogoś - nie moja własna. Teraz odkrywam, że słuchanie siebie ma sens. I z satysfakcją czytam, że idę podobną drogą co Kiyosaki - i to mnie jakoś tak porusza i inspiruje:) Mam potwierdzenie, że kroczenie tylko własną drogą prowadzi do celu.

środa, 16 grudnia 2009

Jesień życia


Nawiązując do mojej ostatniej pracy: wyznaczenie celów życiowych i zawodowych trafiłam na powyższy artyukuł. Oczywiście nie znalazłam w nim, czego bym nie wiedziała, a sam artykuł jest czymś w rodzaju reklamy III filara, to jednak zainspirował mnie do popełnienia tego wpisu.

Bo ja niestety nie wierzę w emeryturę:( Oburza mnie, człowieka z pokolenia X albo Y, że pieniądze, które ciężko zarabiamy są przejadane. Oburza mnie brak gospodarności urzędników, a przede wszystkim to, że nie mam wyboru. Skazana na ZUS wiem, że moja emerytura będzie wymagała dorabiania, chałturzenia itp.

A ja chce inaczej. Chcę mieszkać w miłym i jasnym domu, w bliskiej odległości do rodziny i chcę od czasu do czasu pracować. Chcę wybierać projekty, które będą dla mnie dobre i którymi przysłużę się społeczeństwu. Chcę wykorzystywać nabytą przez wszystkie lata wiedzę i umiejętności i być za to ceniona. Podróże, samochody, lenistwo - tego nie oczekuję. Dziś myślę, że najlepsze dla mnie na emeryturze będzie osiągnięcie równowagi, którą nazywam "świętym spokojem": brak stresów związanych z wychowywaniem dzieci, brak stresów związanych z utrzymaniem, od czasu do czasu ciekawy projekt, z którego będą pieniądze ekstra i całe dnie na czytanie zaległych lektur...na tarasie... w ogrodzie... w fotelu...

Sukcesem niech będzie to, że wiem o tym już teraz i wiem jak to spowodować. Jeśli nie zamknę tych myśli w szufladzie, na klucz, to mi się wszystko powiedzie:)

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,7368920,Emerytura__Idziesz__kiedy_chcesz.html
a tu inne spojrzenie na temat - które dalej niczego nie zmienia...

czwartek, 10 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec ...cz. 2

Lektura pasjonująca.. poświęciłam calutki dzionek, by skończyć. No, nie tyle skończyć, co dowiedzieć się więcej. Zaskoczyło mnie, jak wiele kwestii intuicyjnie czułam, robiłam... Zaskoczyło mnie też, że działał typowy wkodowany w domu rodzinnym włącznik - spanikowany kurczak, który biega i krzyczy: "Niebo się wali!.. niebo się wali!".

Widzę, że autor dużo wie, na temat tworzenia niezależności finansowej. Jest w tym wiarygodny. Wiedzy dużo nie sprzedaje za jednym zamachem - to by było takie nieprofesjonalne... Ale jest coś inspirującego w tej lekturze, coś co otwiera oczy i nakazuje myśleć, patrzeć, słuchać, działać... Czy to manipulacja? Nie mam pojęcia.

Wieczór dzisiejszy spędzam na myśleniu i analizowaniu: co mam, czego nie mam, czego chcę i co mogę... Bardzo to odświeżające patrzeć na świat w kategoriach możliwości:) Serdecznie polecam:)

środa, 9 grudnia 2009

Bogaty ojciec, biedny ojciec ...

Wreszcie dotarłam do tej książki (Bogaty ojciecbiedny ojciec - Robert Kiyosaki). Po pierwszej lekcji widzę jakie blokady mam nałożone odnośnie pieniędzy. Niepokoi mnie to, ale z drugiej strony przypominam sobie, że odkąd zaczęłam pracować odczuwam pewne niedopasowanie związane z zarabianiem, podatkami, odkładaniem na emeryturę i bieżącymi wydatkami. Od pierwszych dni w pierwszej pracy czułam, że ciułam, i że jeśli nic nie zmienię, będę tak ciułać do emerytury... a potem okaże się, że nic z tego nie ma.... zupełnie bez sensu. Podejmowałam różne działania, ale ciągle było to samo - ciułanie, ciułanie, ciułanie - czułam się jak dzięcioł, który stuka dziobem w pień. Świadomość, że będę to robić całe życie - z wiadomym skutkiem - w ogóle mnie nie motywowała... A teraz co? Miejsce, w którym jestem już jest oczko wyżej:) Teraz chcę zdjąć wszystkie blokady na pomysły, idee i sposoby, a korzystając z tego narzędzia, która mam między uszami... zbuduję imperium:)) 

A najciekawsze jest to, co już wiem - ukłon w stronę Kasi Pietras (doskonałego trenera i coacha), która pomogła mi to świadomie dostrzec - nie można czekać na zmianę, ona sama nie przyjdzie. Pojawi się wtedy, kiedy będzie działanie.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Nie chcę dryfować cz. II

Pierwsza rzecz, równoległa do bieżącej sprzedaży i informacji, to otoczenie się grupą takich ludzi, którzy są: odpowiedzialni, mądrzy, czerpią radość z pracy z ludźmi, ciągle się doskonalą? Gdzie ich znajdę? Jak ich poznam? Skąd będę wiedziała, że Klient dla nich będzie tak samo ważny jak dla mnie? Szereg jeszcze innych pytań... Na szczęście widziałam tyle szkoleń, pracowałam z tyloma trenerami, że sposób pracy i stopień koncentracji na człowieku na pewno rozpoznam. Resztę pozostanie sprawdzić life:) I na pewno nie w trakcie szkolenia dla Klienta...

Sukces: nazwanie aktualnej potrzeby i ogłoszenie jej światu. Już od realizacji nie ucieknę - bo mnie sprawdzicie:)

piątek, 4 grudnia 2009

Nie chcę dryfować

Planuję, obserwuję, rozmawiam ze sobą i wiem tyle, że... rozjechały mi się cele... Zabawne, że w drodze do realizacji celów - zgubiłam je ... Dlaczego? Jak to się stało? Jak to ocenić?
Przypuszczam, że warto jest na każdym etapie sprawdzać, gdzie akurat się znajdujemy. To idea zaszczepiona wczoraj przez Macieja Kloze, na szkoleniu z zarządzania projektami. Kontrola każdego etapu, szczegółowe opisanie czego się chce i naprowadzanie na właściwą drogę w odpowiednim momencie - to jakby działanie z wewnętrznym kompasem. Północą są cele długofalowe, a igłą - aktualna ocena stopnia realizacji czynności szczegółowych. W końcu każdy projekt składa się z szeregu pojedynczych i mniejszych działań, jakie należy wykonać.

Piszę to wszystko, bo podjęłam decyzję - w ramach zmieniania wszystkiego na lepsze - żeby kwestię rozwoju firmy i nadania jej kierunku ująć w ramy metodologii zarządzania projektami. Z grubsza wiem o co chodzi, w domu mam eksperta, po regularnych kursach i z certyfikatami, wiem czego chcę, wiem w jakim jestem punkcie. W tej chwili rozpisuję proces na dwa lata. Nie jest to proste. Szereg kluczowych czynności nie należy do moich ulubionych, a bez nich nie powiedzie się dzieło...

Sukcesem niech będzie to, że zauważyłam, że dryfuję bezładnie po morzu możliwości. Wzięłam ster w ręce, nie umiem się jeszcze nim posłużyć i przez jakiś czas moim statkiem będą miotać wichry i fale, ale czuję, że okręt jest mocny i dotrze do celu.

środa, 2 grudnia 2009

Podsumowanie ostatnich doświadczeń i nauka innowacji

Naprawdę wstrząsnęło mną to zdanie z poprzedniego wpisu. Oczywiście, że je wcześniej znałam, ale podane w tej formie wydało mi się jakoś wyjątkowo mocne. Tak więc myślę i myślę... i myślę... i na razie żadnych innowacji. Teraz jest czas wprawiania tej mojej machiny przedsiębiorczości w nieprzerwany ruch. Ciągle uczę się ją obsługiwać - a nie mam instrukcji obsługi. Tu wcisnę guzik i patrzę co się dzieje, tam poruszę dźwignią i znowu sprawdzam... a teraz dwa jednocześnie - i jaki efekt? Przypuszczam, że znalezienie innowacji to taki proces, w jakim znajduję się obecnie. Szukanie, usprawnianie, badanie i ... bingo.. jest...

Na razie podsumowanie ostatnich osiągnięć:
- znowu dałam się podejść jak dziecko - następnym razem się nie dam wziąć w ten sposób;
- znowu doceniłam wagę współpracy ze sprawdzonymi ludźmi;
- doceniłam wagę kontaktu bezpośredniego ze wszystkimi: Klient, współpracownik, wykonawca,zleceniodawca itd...; U Marty przerabiałam pracę przez internet, ale to nie jest bardzo skuteczne...
- doceniam znaczenie współpracy z prawnikiem i w ramach obowiązujących standardów;

Na koniec podsumowania ważne dla mnie zdanie: chcę dokonać sporej zmiany i mam już wyraźny obraz tego co zrobię. Teraz tylko właściwe i spokojne podsumowanie - bez tłumienia emocji, ale z wyraźnym rozpoznaniem słabych i mocnych stron planu.