niedziela, 8 lipca 2012

Sprzedaż i moda na fajność

Zajmuje mnie ostatnio kwestia marketingu... Bardzo z powodu własnej działalności (co zrobić, żeby łatwiej docierać do Klientów i jak budować wizerunek firmy, która NAPRAWDĘ wie co robi i po co jest na rynku?) i z ciekawości, w którą stronę to zmierza... Raz widzę to tak, że w bezmiarze internetu możliwe jest zrobienie mega istotnych działań - których nikt nie dostrzeże... i odwrotnie - można zrobić drobiazg, który będą komentowali ludzie na całym świecie (pytanie w stylu: ale upał dzisiaj... czy masz na sobie majtki?)

Gubię istotę tych wszystkich działań... Niby wszyscy tam (w internecie) są, ale określenie jakości tej obecności jest tak samo trudne jak jej określenie w realu. Niby wiadomo, ale nie do końca, i w ogóle o co ci chodzi... Przypomina mi się jak zaprzyjaźnionego sprzedawcę reklamy dla mojej branży, zapytałam o to, kto tak naprawdę czyta ich pismo... Naturalnie: dyrektorzy HR i prezesi, ale ilu ich dokładnie jest nie wiedział... jakich branż - tak samo... ilu zatrudniają ludzi... tabula rasa... Dla mojej sprzedaży te informacje są istotne. Dlaczego rozwojowy i doświadczony sprzedawca nie wpadł  na pomysł, by posiłkować się tego rodzaju wiedzą... Czyżbym tylko ja o to zapytała? A skoro tak, to znowu pytanie: czy tradycyjny marketing to też ściema? 

Obserwuję, że duża część marketingu dzieje się dzisiaj w oderwaniu od rzeczywistości biznesowej... Ma być fajnie, ma być lekko, a reszta zrobi się sama... Prezesom jakoś łatwiej też wygospodarować budżety na trudne do zweryfikowania akcje marketingowe. Może działa to na zasadzie mody... Modnie jest mieć fanpejdż na FB... Rozdawać palmtopy, ipody i wejściówki na mecze... Z jakiegoś powodu wydaje się to bardziej fajne niż mieć wyszkolony i sprawny zespół handlowców... Ale, czy fajność sprzedaje?... Czy kupujecie coś od fajnego sprzedawcy? Co kupujecie od fajnego sprzedawcy?


Do mnie fajni sprzedawcy dzwonią na komórkę i fajnym głosem mówią w drugim zdaniu: Moniko(!)... Recytują też wyuczony tekst o tym, jaką mają cudowną ofertę... i pytają:"czyż nie?" albo "czy to nie jest najlepsza propozycja?" Odpowiadam, że AKURAT NIE i czasem z nimi konferuję (coraz częściej odkładam słuchawkę). Inni fajni sprzedawcy zapraszają na pokaz wyjątkowych garnków i cudownej pościeli... Z nimi nie chce mi się nawet rozmawiać... Dziękuję i wracam do swojej pracy... Fajny sprzedawca nie jest dla mnie... Sama też nie jestem fajnym sprzedawcą... Po to uzupełniam wiedzę, żeby móc swobodnie rozmawiać o biznesie mojego Klienta: swobodnie pytać, dzielić się wiedzą o rynku, rekomendować rozwiązania... Żeby ochronić moich Klientów przed własnym brakiem profesjonalizmu, czy jak to tam zwał... Chcę wiedzieć za co biorę odpowiedzialność i w którym miejscu znajduje się odpowiedzialność Klienta... W fajności jest coś powierzchownego... Fajność pasuje do zabawek, gadżetów... Produkty dla firm, usługi dla ich rozwoju to przestrzeń na odpowiedzialność i partnerstwo... Tego właśnie nie znajduję w fajnym marketingu... Tego życzę wszystkim sprzedawcom i kolegom w biznesie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz