Pies - cztery nogi i futro. Dla mnie nieodgadniona mądrość świata. Mój pies uleczył mi duszę i pokazał wymiary, których wcześniej nie znałam. To co zrobiło na mnie wrażenie, po jakimś czasie wspólnego życia, to siła komunikacji niewerbalnej. Gdy dotarła do mnie w sposób prawdziwy jej moc, przypomniałam sobie artykuł sprzed kilkunastu miesięcy, w którym opisywano pomysł na szkolenia z przywództwa - z udziałem koni. Wtedy potraktowałam to jako ciekawostkę, ale dzisiaj, po lekturze książek na temat psich zachowań i po próbach samodzielnego szkolenia własnego czworonoga czuję, że jest w tym rzeczywiście sens. Patrząc na te wszystkie miejsca, w których pracowałam i oceniając przywództwo moich byłych szefów, widzę potrzebę wskazywania im, że mowa ciała jest niemal najważniejszym aspektem budowania własnego przywództwa - opartego na pozytywnym wzmacnianiu i prowadzącym do zbudowania silnej relacji i mocnego zespołu. Dla mnie nie ma nic gorszego niż nieadekwatna do deklaracji mowa ciała.
Dałam sobie 90 dni, aby nauczyć się osiągać każdy sukces o jakim pomyślę:) Marzę o zarobieniu przyjaznych pieniędzy i nie zarobieniu się po pachy. Chcę potem tego uczyć innych, więc plan wydaje się być dojrzały... Czy na pewno? Śledź tego bloga, żeby to sprawdzić. 13 grudnia będzie wiadomo, co zrobiłam i co osiągnęłam:)
niedziela, 28 marca 2010
wtorek, 23 marca 2010
Wystąpienia publiczne a wizerunek własny
Piszę tego posta wprost ze szkolenia. Po pierwsze dlatego, że dawno nie pisałam, a przecież dzień bez sukcesu, to dzień stracony:) Po drugie ważne dla mnie jest, by podsumować, to czego doświadczyłam w spotkaniu sama ze sobą w czasie przentacji. Tak już mam, że układam myśli w działaniu - także intelektualnym:)
Pierwsze ćwiczenie zaraz po rozpoczęciu, to było właśnie zebranie się w sobie i opowiedzenie o talentach i sukcesach przed kamerą i publicznością. Muszę przyznać się - nie bez satysfakcji - że sporą przyjemność miałam patrząc na siebie i słuchając własnej, naprędce ułożonej, wypowiedzi. Mam wątpliwości oczywiście, co do szczegółów wyglądu (głównie włosy), ale całość była zdecydowanie dobra. I ku swojemu zaskoczeniu, gesty, które mnie niepokoiły (dłoń na dłoni, bliższa pocieraniu o siebie, niż spokojnemu leżeniu jedna na drugiej) są ładne i wspierają mnie. Dłonie tańczą w trzecim wymiarze, pokazują to, co niewidzialne i rysują odbiorcom obrazy z mojej głowy. Naprawdę było to ładne. Bransoleta, którą na dzisiaj założyłam przyciągała uwagę i skupiała wzrok. To było naprawdę dobre i przyjemne. Od dzisiaj będę bardziej dbała o dłonie - zobaczyłam, że są moimi sprzymierzeńcami :)
wtorek, 16 marca 2010
Lojalny jak Polski pracownik:]
Normalnie się zachłysnęłam, gdy to przeczytałam. Mnie, rzekomo przeszły, kryzys nie wzmocnił w lojalności. Byłam świadkiem zwolnień całych działów, liczenia każdej złotóweńki (nawet na ciastka i wodę), ludzkiej marności i małości (jak z "Miasta Ślepców" Saramago). Widziałam ludzi mieszanych z błotem i ludzi, którzy za wszelką cenę błyszczeli. Widziałam szefów psujących pracę i pracowników podnoszących dzień po dniu kruchą konstrukcję, którą wznieśli mimo przeszkód. Jestem w 8-procentowej grupie ludzi, którym spadła lojalność:( Przykre.
Jasne, że nauczyłam się wiele. Poznałam wspaniałych ludzi (tu ukłony szczególnie w stronę Lidki, Kasi, Darka, Honoraty, Moniki) i z całą świadomością mogę potwierdzić, że każdy kryzys wzmacnia. Nauczyłam się patrzeć na otoczenie z dystansem, a kryzysy zamieniać na sukcesy. To jest rzeczywiście możliwe. Nie ukrywam, że bez coachingu Kasi Pietras, byłabym w innym miejscu niż jestem. A gdzie jestem? Zdecydowałam się podjąć współpracę z DEMOS Polska. Za mną dopiero 2 dni i odbieram je pozytywnie. Jestem tu, gdzie zawsze chciałam być - w sensie: zadania, ludzie, czas pracy. Wszystkie moje doświadczenia zaprowadziły mnie w to miejsce - cel osiągnięty:) Jeszcze tylko sprawdzian: czy o to mi rzeczywiście chodziło? Będę to wiedziała za kilka - kilkanaście miesięcy.
Czuję się wyśmienicie. Sukces zapisany:)
czwartek, 11 marca 2010
poniedziałek, 8 marca 2010
Podróż bohatera wg Diltsa i Gilligana cz. 2
Paczka dzieciowo - domowa zapakowana. Może nie tak, jak sobie tego życzyłam - zabrakło "materiału", ale dało radę upchnąć. I nawet nogą nie trzeba było dopychać, a R. na razie nie będzie musiał sprawdzać nikogo nowego. Damy radę:) - mężowe "Jakoś to będzie" nie ma na mnie destrukcyjnego wpływu.
Mogę wyruszać na kolejne spotkania z Demonami Przygody:) Jestem gotowa:)
A wszystko w ciągu kilku ostatnich dni.
Mogę wyruszać na kolejne spotkania z Demonami Przygody:) Jestem gotowa:)
A wszystko w ciągu kilku ostatnich dni.
czwartek, 4 marca 2010
Podróż bohatera wg Diltsa i Gilligana
http://kariera.pb.pl/2040791,10841,podroz-bohatera-przez-zycie-br?ref=col2 Tutaj artykuł o tym, co to jest.
Etapy Podróży Bohatera
wg Roberta Diltsa i Steva Gilligana
1. Otrzymanie wezwania.
2. Przyjęcie wezwania.
3. Przekroczenie progu.
4. Odnalezienie opiekunów i mentorów.
5. W obliczu prób.
6. Transformacja demona.
7. Ukończenie zadania.
8. Powrót do domu.
A jak mnie to dotyczy? Zostałam wezwana. Ale nie było tak, jak w bajkach (wewnętrzny głos RZECZE...). Spotkanie, cisza, spotkanie, kolejne, kolejne i decyzja. A za nią przyjęcie wezwania. I jak to u bohatera - natychmiast pojawiły się Demony, które odwodzą, przeszkadzają, szepczą, umniejszają ...
Moim Pierwszym Demonem jest moja rodzina - i nie mam tu nic negatywnego na myśli. Posługując się poetyką podróży, widzę ją jako pewien zasób, który muszę z sobą zabrać. Jeśli przetransformuję Demona w praktyczne i poręczne w podróży paczki, przeżyję ją intensywnie i ciekawie. Na razie mój Demon składa się z pracujących i niezmotoryzowanych babć, dwójki dzieci, które wymagają miłości, uwagi i bezpieczeństwa, psa z jego naturalną fizjologią. Do tego element dziecięcy transformuje w kierunku szkoły, która żąda maksimum czasu i oddania, oddalonych od domu zajęć karate, w których R. jest naprawdę dobry.
Kolejny Demon to R. zapał do sprawdzania wszystkiego, co nowe i każdego, kogo nie zna. I nie są to dziecinne próbowania, ale sprytne i inteligentne próby złamania przeciwnika, złapania go na kłamstwie czy na braku umiejętności. Jako czterolatkowi dała radę tylko zaprzyjaźniona z rodziną nauczycielka - ale ona teraz dorabia do emerytury, opiekując się niemieckimi staruszkami. "Zwyczajne" nianie po miesiącu odchodziły lub żądały podwyżki.
Trzeci Demon to mężowe "jakoś sobie poradzimy". Niewątpliwie związane z Pierwszym Damonem, ale dotyka mnie osobno, więc je zaznaczam. Na razie próby przekonania, że taka formuła działania mnie nie interesuje, mają marny efekt. Pewnie czar pomoże - tylko jaki?
I teraz, jak w dramacie, powinno być histeryczne bieganie w kółko z lamentem: co ja mam zrobić?! co ja mam zrobić?! nie dam rady?! nie dam rady?! Na szczęście ten etap mam już za sobą i wiem, że życie niczego nie daje. Trzeba z niego wziąć samemu to, co potrzebne - i tak to zrobię. Teraz sprawdzam zasoby:) W przeciwnym razie zawrócę na granicy i zostanę jeszcze kilka lat w swojej wiosce;) [ to nawiązanie do artykułu]. A zdaje się, że tego nie chcę. Wolę do niej wrócić jako bohater:)
wtorek, 2 marca 2010
Subiektywnie o odchudzaniu:)
Wczoraj skorzystałam z czasu jaki miałam w Wawie - bez dzieci, bez męża... bez pieniędzy... i zajrzałam do Galerii Handlowej. Co tam robi tyle ludzi w ciągu dnia? Nie pracują? Nie uczą się?
Ależ miałam frajdę mierzyć, oglądać, wybierać, przepatrywać. I wszystko w rozmiarach dostępnych:) Sporo mniejszych od XLN:) Byłam nawet w sklepach, do których wcześniej nie miałam po co wchodzić - i było mi baaaaardzo miło:)
Ależ miałam frajdę mierzyć, oglądać, wybierać, przepatrywać. I wszystko w rozmiarach dostępnych:) Sporo mniejszych od XLN:) Byłam nawet w sklepach, do których wcześniej nie miałam po co wchodzić - i było mi baaaaardzo miło:)
A subiektywnie dzielę się wrażeniem, że schudnąć to jedno, ale utrzymać wagę to coś zupełnie innego. U mnie jest tak, że zmieniłam styl odżywiania się, uważam na kompulsy i ruszam się regularnie. Nie pilnuję konkretnej diety, ale raczej trzymam się świadomego jedzenia - tylko do momentu nasycenia. A efekty? Na razie się nie przejmuję, ale cały czas chudnę. Nie widzę tego po wadze, ale po ubraniach, które dopiero co kupione, w krótkim czasie zjeżdżają ze mnie. I wtedy znowu muszę na zakupy. WOW:)
Dobrze mi z tym sukcesem:)
P.S. Powinnam sprawić sobie szelki:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)