"Prawiek i inne czasy" Olgi Tokarczuk to moja ulubiona książka. Mogę ją czytać ciągle i mi się nie nudzi. Jest tam tyle magicznych i niepowtarzalnych scen, że zapiera dech w piersiach. Szczególnie podoba mi się koncepcja czasu, który jak młynek miele, miele, miele, miele... Kto nie czytał - polecam, bo warto...
Ale ja nie o tym. Kolejne części (rozdziały) książki nazwane zostały bardzo charakterystycznie: Czas CZYJŚ (tu imię bohatera). I ja, gdy zebrałam w garść ostatnie wydarzenia, zdecydowanie dostrzegłam, że przechodzę coś w rodzaju CZASU ODMAWIANIA. Spotykam na swojej drodze różnych ludzi, staję przed różnymi propozycjami i oceniam. A końcowy wynik jest częściej na "nie". Zastanowiło mnie to w kontekście dzisiejszego spotkania, takiego trochę prywatnego, trochę zawodowego. Zadałam sobie znane z coachingu pytania: dlaczego pojawiło się dzisiaj? czy jest dla mnie? co mi powiedziało? co mi dało? czy tego potrzebuję?
W gruncie rzeczy rozmawialiśmy o procesach, z których wyrosłam (show i dobre oceny w arkuszach). Wiem, że nie są dla mnie. Ale z drugiej strony, nie znam tej nowej przynęty. Może ja niepotrzebnie zakładam, że pod nią znajduje się nieprzyjemny haczyk? Podobno ryba nim złapie robaka zabija go ogonem i zabiera nieco dalej, by zjeść w spokoju. To dobra strategia, bo przy pustym haczyku zostają wtedy gapy...
Sukcesem będzie to, że w procesie coachingu (2 sesje) nauczyłam się słuchać siebie, określać potrzeby i iść za tym, co ma DLA MNIE znaczenie. Wcześniej byłam jak sroka, brałam to, co mi wpadło w ręce i pędziłam do gniazda, nie sprawdzając. To jest realny dowód skuteczności procesu, w którym uczestniczę - i to już na samym jego początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz