Mam znajomego, którego podziwiam. Ma wyjątkowy zawód i zdolność podejmowania najbardziej spektakularnych projektów, na których zarabia masę pieniędzy, a jego umiejętności uratowały już niejednego przedsiębiorcę od potężnych konsekwencji.
Piszę o nim, bo świetnie wpisuje mi się w bliski mi temat osiągania mistrzostwa. Z całą pewnością płaci za nie wysoką cenę. Pracuje z dala od rodziny, z obcymi ludźmi, jest stale gotowy do podróżowania w najdalsze zakątki świata, jego praca wymusza uczenie się coraz to nowych biznesów. Jednocześnie, mój znajomy ma trudność z planowaniem bieżących spraw... ale za to z talentem buduje długofalowe, przyciągające wizje... Nie godzi się na kompromisy, ale za to woli wszystko co konieczne ustalić na starcie współpracy. Ma za sobą duże doświadczenia biznesowe i dobrze ocenia, kiedy wycofać się z ryzykownej relacji...
Nie napiszę kim jest i czym się zajmuje. Z całą pewnością wykorzystuje w swoim życiu wszystkie szanse, które się pojawiają. Zamiast czekać, aż same do niego przyjdą kreuje rzeczywistość, w której szczęście mu sprzyja. Dla otoczenia to nie jest oczywiste. W trosce o swoje bezpieczeństwo normalni ludzie gotowi są trwać w ustalonym, niezbyt komfortowym status quo, ale za to z obiecanym wróblem w garści. On zaś ma tak daleko przesuniętą strefę komfortu, że z ochotą inwestuje uwagę w dotykanie tematów pozornie nie do dotknięcia. Udaje mu się, bo nie wie, że nie może się nie udać... I stale idzie do przodu...
Oto dziecko szczęścia - chciałoby się powiedzieć.