niedziela, 27 listopada 2011

Znak kryzysu

Wczoraj, po wizycie w kinie z dzieciakami (Przygody Tin Tina - warto), pierwszy raz od dawna miałam możliwość wejść do kilku sklepów z babskimi ciuchami. Ze zdziwieniem odkryłam, że przestrzenie znacznie się zmniejszyły (ceny pozostały te same). Porównując to, co u mnie w branży, z tym co zobaczyłam w CH, nie mam wątpliwości, że to efekt kryzysu. 

poniedziałek, 21 listopada 2011

Boleśnie potrzebne...

Wczoraj spędziliśmy pół dnia z rodziną na turnieju karate (Michałowice 2011). Nie chwaląc się, dziecię znowu wróciło z pucharem mistrza województwa w swojej kategorii :) :):) Dla nas wielki sukces i wielka radość. Nie do opisania...

W tej dyscyplinie jednak reguły są twarde: albo wygrywasz i walczysz dalej o puchar, albo przegrywasz i schodzisz z maty. Nie ma przywilejów, nie ma półśrodków... Jest za to smak porażki. Słony jak łzy, gorzki jak smutek, szary jak stracona nadzieja. Im bliżej finału, tym bardziej wyraźne. Dokoła oczy kolegów z klubu, z klasy, trenerów, rodziców, sędziów. Wielkie przeżycie i doświadczenie, szczególnie, że mówię o wczesnej podstawówce i systemie ochronnym bardzo wrażliwym. 

Trudno jednak nie zauważyć wartości w tym, co się działo. Jako dorosły człowiek, głęboko zatopiony w rozwoju człowieka wiem, że strach, smutek, żal, to przeżycia, bez których nie można iść dalej. One zatrzymują, dają potrzebną do rozwoju przestrzeń. Ale naprawdę, trudno mi widzieć sens tym, że 7-latek po wspaniałej walce schodzi z maty pokonany. Tak pragnął zwyciężyć, walczył wspaniale... ale okazał się jednak gorszy...
Jak smakuje ten rodzaj porażki widać w sylwetce, w postawie pokonanego człowieka. Nawet jeśli jest młody.

I to czuję dzisiaj głęboko. Mam nadgryzioną duszę. Dorosły świat właśnie tak wygląda: wygrywasz - przegrywasz. A te dzieci, młodzi karatecy, są tak blisko tego. Boleśnie potrzebnie, boleśnie niepotrzebnie...

środa, 16 listopada 2011

Pożądane: flexibility i security

Jestem w trakcie czytania książki Amber Mac pt "E-przyjaciele". 

Sięgnęłam po nią, gdyż uświadomiłam sobie swoją "kruchość" wobec możliwości internetu i udziału w społeczności internetowej. Lektura podaje przykłady ludzi i firm, mierzących się z tą materią. Z różnym skutkiem.  

Refleksja, którą mam po dwóch rozdziałach: czy przypadkiem nie skończył się czas dużych, tłustych firm, z rozbuchaną administracją i przerośniętym ego menedżerów. Zastanawiam się, czy kluczem do osiągnięcia oczekiwanego przez rynek flexibility, a przez to do utrzymania się na rynku, nie jest przypadkiem zachowanie familiarności, jaką cenimy u sprzedawcy, w spożywczaku obok domu. W moim biznesie gwarantem zadowolenia klienta jest trener, który osobowo firmuje jakość współpracy. Nie ja, ani nie firma, którą repzerentuję, ale ekspert, którego polecam. Klient chce go obejrzeć, porozmawiać, popytać. W tym kontekście firmy szkoleniowe tracą rację bytu. Nie gwarantują odpowiedniej proporcji między flexibility a security. Spóźniły się i nie odrobią spóźnienia.

Jako człowiek szkoleń i rozwoju zastanawiam się, co mogę zrobić ja, by tę osobowość i elastyczność pokazać? Jak mam udowodnić swoją wiarygodność, by utrzymać się na rynku? Czytam dalej, może mnie zainspiruje, jakiś konkretny przykład...


poniedziałek, 14 listopada 2011

O potrzebie odpoczynku i o tym jak szewc bez butów chodzi

Na NVC uczymy się budowaniu kontaktu ze sobą. I właściwie nauka ta u mnie jest zintegrowana. Nie łączę jej tylko z rzeczywistością, o czym mam akurat okazję się przekonać, gdyż leżę unieruchomiona w łóżku z powodu potwornego bólu kręgosłupa. A dopiero co, w czasie podróży do Rz, narzekałam, że potrzebuję wolnego, że czuję się zmęczona obowiązkami i przytłoczona brakiem wsparcia. Wspomniałam o tym, że nie miałam właściwego urlopu (bo czasu na opiekę nad dziećmi nie liczę) i że czuję, że mój organizm upomina się o odpoczynek i że boję się, że jestem bliska wypalenia. Na hasło o odpoczynku bąknęłam tylko, że to niemożliwe. 

Teraz leżę, od środka i z wierzchu zabalsamowana mazidłami, które mają przeciwdziałać stanowi zapalnemu. I myślę o tym, gdzie mam rozum, skoro doprowadzam się do takiego stanu? Tyle opowiadam o tym klientom, że nie wolno, że należy przeciwdziałać, ze należy przewidywać i nie dawać się...



sobota, 12 listopada 2011

O wielkim odkryciu CD

Tak enigmatycznie napisałam o tym słońcu i dwa słowa dopowiedzenia:

Spędziłam 10 godzin (w drodze do klienta, w dwie strony) w samochodzie z Michałem Kułakowskim. To on pokazał mi to słońce. (brzmi dwuznacznie - trudno).

Niebywałe, że po świecie chodzą zwykli ludzie, którzy potrafią i rozgrzać duszę, i nakarmić serce, i rozjaśnić życie. Ja zapisuję się do niego na zajęcia, bo potrzebuję więcej:)

Strona Michała:
www.jestemnaswojejdrodze.pl

czwartek, 10 listopada 2011

Wielkie odkrycie

W tym tygodniu dokonała wspaniałego odkrycia. Napawam się szczęściem i nie wiem, co mam z nim zrobić, tyle tego we mnie. Odkryłam, że posiadam własne słońce, które daje mi energię i ciepło, przydatne
do szczęśliwego życia.

Zawsze je miałam, ale nie wiedziałam o tym. Teraz przepełniona jestem radością, 
bo wystarczy, że nieco spojrzę w górę, lekko w prawo i już je widzę. A grzeje tak, że starczy dla całego mojego otoczenia:)

A najlepsze jest to, że każdy ma to słońce nad swoją głową. Wystarczy je dostrzec

wtorek, 1 listopada 2011

Nie rób problemów tam, gdzie ich nie ma

Moje dziecko (lat 6) od kilku dni chodzi z następującą opinią na ustach "Nie rób problemów tam, gdzie ich nie ma".

Szczęka opada, szczególnie że jest wyjątkowym marudą:P