Jestem w trakcie czytania książki Amber Mac pt "E-przyjaciele".
Sięgnęłam po nią, gdyż uświadomiłam sobie swoją "kruchość" wobec możliwości internetu i udziału w społeczności internetowej. Lektura podaje przykłady ludzi i firm, mierzących się z tą materią. Z różnym skutkiem.
Refleksja, którą mam po dwóch rozdziałach: czy przypadkiem nie skończył się czas dużych, tłustych firm, z rozbuchaną administracją i przerośniętym ego menedżerów. Zastanawiam się, czy kluczem do osiągnięcia oczekiwanego przez rynek flexibility, a przez to do utrzymania się na rynku, nie jest przypadkiem zachowanie familiarności, jaką cenimy u sprzedawcy, w spożywczaku obok domu. W moim biznesie gwarantem zadowolenia klienta jest trener, który osobowo firmuje jakość współpracy. Nie ja, ani nie firma, którą repzerentuję, ale ekspert, którego polecam. Klient chce go obejrzeć, porozmawiać, popytać. W tym kontekście firmy szkoleniowe tracą rację bytu. Nie gwarantują odpowiedniej proporcji między flexibility a security. Spóźniły się i nie odrobią spóźnienia.
Jako człowiek szkoleń i rozwoju zastanawiam się, co mogę zrobić ja, by tę osobowość i elastyczność pokazać? Jak mam udowodnić swoją wiarygodność, by utrzymać się na rynku? Czytam dalej, może mnie zainspiruje, jakiś konkretny przykład...
Jako człowiek szkoleń i rozwoju zastanawiam się, co mogę zrobić ja, by tę osobowość i elastyczność pokazać? Jak mam udowodnić swoją wiarygodność, by utrzymać się na rynku? Czytam dalej, może mnie zainspiruje, jakiś konkretny przykład...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz