Pośród wielu pojawiających się opcji życiowych są takie, które się dzieją, takie które planujemy w przyszłości i takie, które planujemy, ale nie jesteśmy pewni, czy będą słuszne. Do mnie znowu przyszła refleksja, co z tym życiem? Z jednej strony wiem, gdzie jestem i jakie mam zadanie - jestem tu gdzie chciałam być - z drugiej strony życie nauczyło mnie, że bywa w nim różnie i należy szykować sobie alternatywy - na wszelki wypadek. Ale tych alternatyw namnożyło się w mojej głowie, że zaczęłam się gubić... przestraszyłam się też, że nie podołam wszystkiemu. No bo z jednej strony nowa, odpowiedzialna robota, z drugiej kurs trenerski i nauka nowego zawodu, z trzeciej strony plan o napisaniu książki, a z czwartej plan o wieczornej pracy instruktora fitnessu, czyli inny kurs trenerski, wymagający zaangażowania (a potem podjęcia działań w klubie sportowym).
I tak sobie myślę, w odniesieniu do powyższych. Pora ustalić priorytety i przestać się szarpać. Nie da rady być stabilnym stojąc w 4 miejscach jednocześnie. Pora zacząć żyć spokojnie, bez rzucania się na każdą opcję. Wypisałam najważniejsze dla mnie kwestie i zamierzam sprawdzić, czy takie spojrzenie da mi równowagę:)
1. dom i robota (zarabianie pieniędzy)
2. kurs trenerski (druga noga do zarabiania pieniędzy)
3. może kurs coachingowy (ale po skończeniu kursu trenerskiego, bo nie dam rady wszystkiego na raz) (3 noga do zarabiania pieniędzy, ale bardziej styl życia)
4. może kurs związany z zarządzaniem w sporcie - po co mi uprawnienia instruktorskie? Czy naprawdę chcę spędzać wieczory pocąc się i licząc do czterech? Ooo, zarządzając klubem sportowym to już co innego...
5. może kurs związany z psychodietetyką. Myślałam o tym jakiś czas temu. W połączeniu z coachingiem i prowadzeniem klubu sportowego dałoby to może interesujący rezultat.
6. napisać wreszcie tę książkę, o której tyle wspominam - czemu się pojawiło na ostatniej pozycji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz