poniedziałek, 25 lipca 2011

Potrzebuję namysłu

Gdy 2 lata temu wchodziłam w swój proces zmiany, założyłam że: zostanę dobrym trenerem. Potem przyszła moda na coaching i w tym także postanowiłam wziąć udział. Gdy przyszła do mnie propozycja współpracy z P/B nie zastanawiałam się długo. Po prostu wiedziałam, że to po to, bym mogła zrealizować swoje plany o życiu samodzielnym i obfitym. 

Dzisiaj, gdy jestem u progu decyzji... zatrzymuję się. Gdzie się nie obejrzę - sami coachowie. Szkoła jedna, druga, trzecia... czwarta, a w każdej niemal to samo. Jedna trwa ciurkiem kilkanaście dni, inna jest rocznym kursem połączonym z oficjalnym studiowaniem na uznanej uczelni. Koszty porównywalne. 

Mam w sobie wielki bunt przed udziałem w tym pozorowaniu doskonalenia. Rozumiem rynek, rozumiem czym jest system kształcenia ustawicznego, wiem nawet, że coaching dla niektórych jest to jedna z prostszych dróg na zmianę. Dla mnie jednak był czymś na szczycie, na samym czubku mojego sukcesu, u kresu drogi. Jednak w natężeniu jego szkół i "nauczycieli" jego wartość się mocno zdewaluowała. Dziś nie zastanawiam się nad tym, czy jestem na to gotowa, ale czy w ogóle chcę w tym uczestniczyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz