wtorek, 1 października 2013

Sprzedaż jako biznes przyciągania

Co mnie tak pociągnęło do pracy w sprzedaży?
Konieczność stawania się coraz lepszym...
Banał?... 
Może... Ja myślę jednak o ambicji... w tym, na samym dnie jest rozwój osobisty, który pozwala schować własne ego do kieszeni i ... sprzedawać...

Pierwsze spotkanie z pracą sprzedawcy było nijakie... Taka tam robota... Wtedy marzyłam o pracy urzędniczki, wypielęgnowanych paznokciach i kończeniu o 16.00, a tu trzeba było coś robić z klientami, którzy jeszcze na dokładkę coś chcieli kupić:P Ambicje? Miałam i realizowałam je poszukując innej, lepiej płatnej, lepiej zorganizowanej pracy, kończąc coraz to nowe kursy, a nawet studia... Klientów od tego jednak nie przybywało...

Bo sprzedaż - mówcie co chcecie - oparta jest na chemii. Jak Klient Cię lubi to chętniej widzi korzyść w tym, co mu pokazujesz... I finito... Nie trzeba do tego wyższych szkół ani certyfikatów... Trzeba znać produkt, używać go (żeby znać jego wady), ale przede wszystkim słuchać Klientów. Umieć własne ego zatrzymać przy sobie i pozwolić przemówić Klientowi... Przyciągnąć go do siebie wszystkim tym, czego nie dostanie gdzieś indziej: wiedzą, uważnością, empatią, znajomością konkurencji, aktywnością własną, także pasją, uśmiechem...

Właśnie dlatego uważam, że sprzedaż to biznes przyciągania... Stajesz się tym większy, tym potężniejszy im bardziej rosną Twoi Klienci, im bardziej otrzymują od Ciebie to, co im potrzebne... Dla jednych to będzie prawdziwy kontakt, taki w którym chce się Tobie płacić pieniądze... Dla innych będą to Twoje opowieści o Twojej pasji (najlepiej związanej z produktem, który sprzedajesz)... Dla jeszcze innych bezproblemowo zrobiona robota... Co chcecie... byle działało...

A co przyciąga najbardziej?
UŚMIECH:) Uśmiechajcie się często... Najczęściej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz