piątek, 14 czerwca 2013

O parciu na szkło...

Jejka, jak ten czas leci...
Dopiero co byłam na spotkaniu z Hermanem Schererem, autorem książki "Dzieci szczęścia", a już kolejne zdarzenia.

Właściwie, po takim czasie nie ma już co pisać... Wydarzenie przepadło w stosie innych, podobnych... Spaliło się... Takie czasy...

Jednakowoż, chcę - dla siebie - zostawić ślad. Bo dość zaintrygowana książką, chciałam poznać autora... Zobaczyć kim jest, jak się prezentuje... Ciekawiło mnie czy powie coś nowego...

I tutaj poczułam się zawiedziona. I jednocześnie zbudowana. Bo raz, że zobaczyłam mężczyznę - jakich wielu. W mojej branży pełno takich: dobrze ubranych, wygadanych, przebojowych, żyjących z wystąpień przed ludźmi. Dwa, że jasne dla mnie było, że biorę udział w sprzedażowym szoł. Jego celem ma być sprzedanie książek, wbicie do mojej głowy - w przyjaznej atmosferze - nazwiska i nazwy firmy. Czyli, taki biznesowy standard...

A co zabrałam? Wróciłam z dodatkową książką, na którą dostałam dobry rabat. Spotkałam koleżanki, z którymi poszłam pogadać na miasto. Normalnie byśmy nie dały rady się umówić, ale spontanicznie dało radę. Mam też jasność, że tylko kwestią dobrze postawionego bizneskejsu z tylko odpowiednimi ludźmi można osiągnąć swój cel. Celem  Scherera jest spłacić długi, które dostał w spadku po ojcu. Czyli po prostu żyć. Ja mam podobnie. Też marzę o tym, żeby było OK.

... I mam trochę parcia na szkło... jednak...:P


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz