W zeszłym roku pisałam:
http://wielkidzienniksukcesu.blogspot.com/2010/03/podroz-bohatera-wg-diltsa-i-gilligana.html
Dzisiaj, w perspektywie nowej podróży, moje demony wyglądają inaczej. Te stare stały się "kimś z rodziny", te nowe jawią mi się nie strasznie, ale ciekawie.
Ciekawi mnie na przykład, czy w nowej wyprawie właściwie rozpoznam swoich sprzymierzeńców i swoich wrogów. Niektórych uczestników mojej podróży już znam i jest dla mnie ciekawe, dokąd zaprowadzi nas wspólna droga. Boję się, że ci, których chciałabym w swoją drogę zabrać, wcale nie będą tego chcieli. Stanę wtedy przed nowym wołaniem - szukaniem wśród "obcych". Co wtedy zrobię? Czy właściwie wybiorę?
Na dzisiaj plan jest taki:
1. rozpoznać drogę - zbudować mapę wyprawy (plan działania, krok po kroku),
2. poprosić do towarzystwa tych, z którymi czuję się odważna (powołać drużynę),
3. zapakować plecaki i wyruszyć,
4. nie zawracać, gdy pojawią się przeszkody - trzymać się planu, obserwując czy uprzednio obrana ścieżka, na podstawie papierowej mapy, jest faktycznie możliwa do przejścia - w razie czego odpowiednio reagować.
A z refleksji:
Bardzo miło mi się czytało wpis sprzed roku. Widać w nim sporo strachu, ale i nadziei, że wszystko się powiedzie. Mało w nim było założeń, co do konkretnego celu, więc i zakończenie podróży przyszło jakoś tak samo z siebie. Sukcesem na tamtym etapie było odważenie się. Dzisiaj mam podobnie, choć z tamtymi doświadczeniami jest mi raźniej. Cieszę się, że zanotowałam tamten czas, bo dzisiaj mnie wzmocnił - przed nową podróżą:)
A co to za podróż opowiem w następnym odcinku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz