poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Jestem leniwa

Jak nic, nie chce mi się nic... Nawet czytać, a to dla mnie już szczyt lenistwa:)
Może to te święta mnie rozleniwiły? Może to szkoła (święta w niedzielę i poniedziałek, ale szkoła nie pracuje już od czwartku - do środy)? Może to ja sama? Hę...? 

niedziela, 17 kwietnia 2011

Nowa podróż bohatera

W zeszłym roku pisałam:
http://wielkidzienniksukcesu.blogspot.com/2010/03/podroz-bohatera-wg-diltsa-i-gilligana.html

Dzisiaj, w perspektywie nowej podróży, moje demony wyglądają inaczej. Te stare stały się "kimś z rodziny", te nowe jawią mi się nie strasznie, ale ciekawie.
Ciekawi mnie na przykład, czy w nowej wyprawie właściwie rozpoznam swoich sprzymierzeńców i swoich wrogów. Niektórych uczestników mojej podróży już znam i jest dla mnie ciekawe, dokąd zaprowadzi nas wspólna droga. Boję się, że ci, których chciałabym w swoją drogę zabrać, wcale nie będą tego chcieli. Stanę wtedy przed nowym wołaniem - szukaniem wśród "obcych". Co wtedy zrobię? Czy właściwie wybiorę?

Na dzisiaj plan jest taki:
1. rozpoznać drogę - zbudować mapę wyprawy (plan działania, krok po kroku),
2. poprosić do towarzystwa tych, z którymi czuję się odważna (powołać drużynę),
3. zapakować plecaki i wyruszyć,
4. nie zawracać, gdy pojawią się przeszkody - trzymać się planu, obserwując czy uprzednio obrana ścieżka, na podstawie papierowej mapy, jest faktycznie możliwa do przejścia - w razie czego odpowiednio reagować.  


A z refleksji: 
Bardzo miło mi się czytało wpis sprzed roku. Widać w nim sporo strachu, ale i nadziei, że wszystko się powiedzie. Mało w nim było założeń, co do konkretnego celu, więc i zakończenie podróży przyszło jakoś tak samo z siebie. Sukcesem na tamtym etapie było odważenie się. Dzisiaj mam podobnie, choć z tamtymi doświadczeniami jest mi raźniej. Cieszę się, że zanotowałam tamten czas, bo dzisiaj mnie wzmocnił - przed nową podróżą:)
A co to za podróż opowiem w następnym odcinku...

piątek, 8 kwietnia 2011

Jestem szczęśliwa

Wygórowane oczekiwania - kiedyś też tak żyłam. Ustwiałam sobie poprzeczkę, nawet niezbyt wysoko i jak się coś zmieniało w przestrzeni nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Martwiłam się, złościłam, nakręcałam, przegadywałam, ale byłam w bezruchu, stałam i czekałam, aż ktoś za mnie coś zrobi.

Na kursie NVC dowiedziałam się dlaczego ustawiam sobie poprzeczkę (cele i zadania) i dlaczego dobieram takie, a nie inne narzędzia do ich realizacji/nie realizacji. Mając tę świadomość, łatwiej mi znajdować rozwiązania dla tego, co w przestrzeni (może ogólnie: w kosmosie) przeszkadza mi je realizować. I tutaj znajduje się klucz do tego wpisu. Słuchając niektórych osób z mojego otoczenia zauważam ciekawą zależność - są tak zafiksowane na realizacji określonej z góry strategii, że zrealizowanie tego samego celu, ale w inny sposób, nie wydaje się interesujące. Tak jakby relizacja celu WEDŁUG MOJEGO klucza miała dać im największe szczęście, wykazać ich ważność w relacji (osobistej i biznesowej). Wiążą się z tym nerwy, stresy i kłótnie, poczucie porażki i bezsilności.

Cieszę się, że jestem już krok od tego, że umiem znaleźć w sobie odpowiedzi - o co tak naprawdę chodzi i idę do przodu z dużą zgodą na to, że zdarzy się to, co najlepsze:) Na dokładkę, umiem rozpoznać chwilę, w której ktoś - rozmówca - blokuje kontakt. Już wiem, że nie z każdym chcę dzielić się swoimi chwilami, wiem też, że nie każdy przyjmie ze zgodą to, że ja nie chcę doradzać i oceniać. Ma to dla mnie dużą wartość. Zmieniłam się, stałam się otwarta i bardziej odważna. Jestem szczęśliwa:)