Może to te święta mnie rozleniwiły? Może to szkoła (święta w niedzielę i poniedziałek, ale szkoła nie pracuje już od czwartku - do środy)? Może to ja sama? Hę...?
Dałam sobie 90 dni, aby nauczyć się osiągać każdy sukces o jakim pomyślę:) Marzę o zarobieniu przyjaznych pieniędzy i nie zarobieniu się po pachy. Chcę potem tego uczyć innych, więc plan wydaje się być dojrzały... Czy na pewno? Śledź tego bloga, żeby to sprawdzić. 13 grudnia będzie wiadomo, co zrobiłam i co osiągnęłam:)
poniedziałek, 25 kwietnia 2011
niedziela, 17 kwietnia 2011
Nowa podróż bohatera
W zeszłym roku pisałam:
http://wielkidzienniksukcesu.blogspot.com/2010/03/podroz-bohatera-wg-diltsa-i-gilligana.html
Dzisiaj, w perspektywie nowej podróży, moje demony wyglądają inaczej. Te stare stały się "kimś z rodziny", te nowe jawią mi się nie strasznie, ale ciekawie.
Ciekawi mnie na przykład, czy w nowej wyprawie właściwie rozpoznam swoich sprzymierzeńców i swoich wrogów. Niektórych uczestników mojej podróży już znam i jest dla mnie ciekawe, dokąd zaprowadzi nas wspólna droga. Boję się, że ci, których chciałabym w swoją drogę zabrać, wcale nie będą tego chcieli. Stanę wtedy przed nowym wołaniem - szukaniem wśród "obcych". Co wtedy zrobię? Czy właściwie wybiorę?
Na dzisiaj plan jest taki:
1. rozpoznać drogę - zbudować mapę wyprawy (plan działania, krok po kroku),
2. poprosić do towarzystwa tych, z którymi czuję się odważna (powołać drużynę),
3. zapakować plecaki i wyruszyć,
4. nie zawracać, gdy pojawią się przeszkody - trzymać się planu, obserwując czy uprzednio obrana ścieżka, na podstawie papierowej mapy, jest faktycznie możliwa do przejścia - w razie czego odpowiednio reagować.
A z refleksji:
Bardzo miło mi się czytało wpis sprzed roku. Widać w nim sporo strachu, ale i nadziei, że wszystko się powiedzie. Mało w nim było założeń, co do konkretnego celu, więc i zakończenie podróży przyszło jakoś tak samo z siebie. Sukcesem na tamtym etapie było odważenie się. Dzisiaj mam podobnie, choć z tamtymi doświadczeniami jest mi raźniej. Cieszę się, że zanotowałam tamten czas, bo dzisiaj mnie wzmocnił - przed nową podróżą:)
A co to za podróż opowiem w następnym odcinku...
piątek, 8 kwietnia 2011
Jestem szczęśliwa
Wygórowane oczekiwania - kiedyś też tak żyłam. Ustwiałam sobie poprzeczkę, nawet niezbyt wysoko i jak się coś zmieniało w przestrzeni nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Martwiłam się, złościłam, nakręcałam, przegadywałam, ale byłam w bezruchu, stałam i czekałam, aż ktoś za mnie coś zrobi.
Na kursie NVC dowiedziałam się dlaczego ustawiam sobie poprzeczkę (cele i zadania) i dlaczego dobieram takie, a nie inne narzędzia do ich realizacji/nie realizacji. Mając tę świadomość, łatwiej mi znajdować rozwiązania dla tego, co w przestrzeni (może ogólnie: w kosmosie) przeszkadza mi je realizować. I tutaj znajduje się klucz do tego wpisu. Słuchając niektórych osób z mojego otoczenia zauważam ciekawą zależność - są tak zafiksowane na realizacji określonej z góry strategii, że zrealizowanie tego samego celu, ale w inny sposób, nie wydaje się interesujące. Tak jakby relizacja celu WEDŁUG MOJEGO klucza miała dać im największe szczęście, wykazać ich ważność w relacji (osobistej i biznesowej). Wiążą się z tym nerwy, stresy i kłótnie, poczucie porażki i bezsilności.
Cieszę się, że jestem już krok od tego, że umiem znaleźć w sobie odpowiedzi - o co tak naprawdę chodzi i idę do przodu z dużą zgodą na to, że zdarzy się to, co najlepsze:) Na dokładkę, umiem rozpoznać chwilę, w której ktoś - rozmówca - blokuje kontakt. Już wiem, że nie z każdym chcę dzielić się swoimi chwilami, wiem też, że nie każdy przyjmie ze zgodą to, że ja nie chcę doradzać i oceniać. Ma to dla mnie dużą wartość. Zmieniłam się, stałam się otwarta i bardziej odważna. Jestem szczęśliwa:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)