środa, 26 stycznia 2011

Czas i zarządzanie sobą w czasie. Cz. 1

Kiedy po raz kolejny ucieszyłam się, że Kasia nie przyjdzie na angielski, zapalił mi się w głowie, wielki pomarańczowy, migający i wyjący kogut. Z jednej strony cieszyłam się, że znowu umyka mi angielski, do którego znowu jestem nieprzygotowana, z drugiej poczułam, jak kolejny stały punkt mojego tygodnia rozsypał mi się w palcach i uleciał z wiatrem. Naprawdę zawstydziłam się, gdy uświadamiam sobie, że nauczyciel stracił motywację do pracy ze mną, wypalił się.

Za tym trudnym uczuciem poszła jednak potrzeba rozwinięcia tematu bardziej konstruktywnie niż narzekając i zostawiając go napoczętym. Postanowiłam zmienić podejście do nauki angielskiego, ale przyjmując jednocześnie smutną prawdę o tym, że faktycznie nie mam wiele czasu na naukę. Za mną pierwszy dzień analizowania, w których miejscach uciekają mi minuty. O zgrozo! Uciekają mi nawet w pracy. Wychodzę z domu, żeby zrobić coś konstruktywnego, a zamiast tego, bąbluję czas... Odkryłam dzisiaj 4 godziny, których nie mogę zlokalizować...Byłam w pracy, zajmowałam się tym, co potrzeba, ale nie pamiętam czym. Może były to dwuminutowe czynności menedżerkie, może maile do Klientów, ale na pewno nie były to priorytety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz