Kolejny dzień analizowania dziur czasowych przyniósł mi tyle, że nadal muszę nad sobą pracować. W pracy - jak to w pracy - raz pożar, raz zaplanowane działanie, a wszystko na pilnie. Kwestia ustalania priorytetów jest zdecydowanie na I planie.
1. Zrobiłam jedną listę na sprawy przychodzące i natychmiast przepuszczam ją przez myślenie, o tym co w związku z tym zrobić dalej. Faktycznie skróciło to moje listy "do zrobienia", bo odznaczenia kolejnych działań powodują, że czuję się bardziej efektywna, a tematy oznaczone są jako zakończone.
2. Chcę zamienić Outlooka w mojego sprzymierzeńca. Wydłużona lista folderów nie sprzyja już efektywności. Segregowanie maili zajmuje mi teraz więcej czasu niż to konieczne, więc przestałam to robić. Wrzucam wszystko do folderu "moje odebrane" i wyszukuję po dacie, nazwisku, frazie itp... Dosyć to działa.
3. Delegowanie - oj, tu będę miała sporo pracy. Wiem, co mogłabym delegować, ale czy będę umiała odpuścić swoją "perfekcyjność"? Na razie nie tematu nie ruszam - przyglądam się.
4. Telewizję polską zamieniłam na BBC, angielskiego mogę słuchać w aucie. Na razie wożę szkolne płyty dziecka, z prostymi rymowankami, ale za moment będę mogła przejść na coś poważniejszego. W pracy też mogłabym zrobić kilka zdań z Murphiego. Na razie książka leży na biurku, bo mi się nie chciało wgryzać w ćwiczenia w wolnym czasie, ale i tak uważam, że zrobiłam kolejny krok ku poprawieniu swojej dostępności względem angielskiego.