Ostatnio odkryłam, że obok mnie odbywa się pozornie zwykła historia. Koleżanka zdecydowała nieco "pocwaniakować" zawodowo. Nie chcę pisać szczegółów, bo nie o nie tu chodzi. W każdym razie oburzona szukałam środka na zamknięcie tematu - tak, żeby nie stracić dobrego imienia. Już tyle razy angażowałam się w pozornie ważne sprawy, że ten raz chciałam móc wcześniej przewidzieć kolejne zdarzenia. Mocowałam się ze sobą nie wiedząc, co myśleć i jak oceniać. Nie umiałam znaleźć właściwych określeń.
Wreszcie zadałam sobie pytanie - dlaczego mnie to porusza? Dlaczego tak bardzo? W jakim sensie cała ta historia mnie dotyczy, że zabiera mi tyle energii? Odkryłam, że właściwie chodzi mi o uczciwość. Celem jaki postawiłam sobie w poprzednim roku, jest otoczyć się grupą zaufanych, w jakimś sensie lojalnych osób, a sytuacja, o której myślę, odbiera mi to poczucie. To dlatego tak się szarpałam. Nic co prawda nie mogę dalej zrobić - w jakimś sensie jest mi przykro, że znowu jestem bezsilna; nie mam wpływu na postawy innych ludzi - ale za to, wiedząc o co mi chodzi, mogę znaleźć sprzyjającą strategię. Na razie przyjrzę się wydarzeniom, ale będę czujna.
I wniosek - emocje są potrzebne. Upuszczenie dla upuszczenia niewiele daje, ale gdy połączyć je z wystarczającą strategią daje to sporą ulgę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz