sobota, 22 września 2012

Marzenie

Słowo jak słoik
wypełnia się, gdy wlać w niego
lub włożyć

Umie rozciągać się w nieskończoność
do lepszego jutra
lub zwinąć się ciasno dokoła nadgarstków
i więdnąć wraz z palcami znużonymi robotą.

Rzadko uczestniczy więc w działaniach żmudnych.
Krojenie, siekanie czy nawlekanie na sznurek
to wystarczające powody, by zrobić sobie wychodne.

Trzyma się blisko życia.
Ich podróż jest wspólna.
Prowadzą się nawzajem
raz w lewo, raz w prawo.
Pijane małżeństwo,
upite szaleństwem
i myśleniem
o rzeczach, które nie mogą się zdarzyć...

czwartek, 20 września 2012

Jak uzyskiwać zaufanie Klienta?

Jak uzyskiwać zaufanie Klienta? To temat, który z całą pewnością może absorbować uwagę wielu sprzedawców i przedsiębiorców. Moją od pewnego czasu zajmuje z całą pewnością. Jako domorosła filozofka i najbardziej znana kontestatorka prawd przyjętych za oczywiste, na własny użytek zbudowałam listę cech, które pomagają budować autorytet względem siebie. Poniżej, te moim zdaniem najważniejsze,:

  • pewny głos,
  • pozytywne nastawienie,
  • otwartość na informacje zwrotne, 
  • dobre zdrowie i zdrowy wygląd,
  • poczucie sprawczości,
  • zdolność do otaczania się ludźmi podobnymi do siebie - zdolność budowania sieci pozytywnych kontaktów.
Zbudowanie tych cech wymaga nieco uwagi. Przesada, w każdą stronę, w którymkolwiek obszarze przynosi nierówny efekt i myśl Klienta "tu jest jakiś problem... nie chcę tego". 

I nie chodzi o afirmacje, ani studiowanie gestów budujących siłę. Jestem zwolenniczką znajdowania w swoim osobistym obszarze przestrzeni mających wpływ na nastawienie czy pewność w głosie. Na mnie działają:

  1. wzmacniające jedzenie - takie, które odżywia cały organizm i daje żywotność,
  2. sport i kontakt z przyrodą - bieganie wspaniale łączy te obszary, turystyka górska, 
  3. spotkania z przyjaciółmi - najlepiej przy dobrym jedzeniu lub przy wspólnym uprawianiu sportu (tu uśmiech do męża),
  4. drobne przyjemności - książka, kawa w przyjemnej kawiarni, przypadkowe spotkanie z dawno niewidzianym przyjacielem, rozmowa telefoniczna, pisanie bloga,
  5. uporządkowanie przestrzeni domowej i oddzielenie życia domowego od pracowego.
To z całą pewnością nie wszystko, co można wymyśleć w celu wspierania własnego entuzjazmu i równowagi. Zachęcam do zrobienia następującej listy: podzielić kartkę na pół i po jednej stronie opisać cechy jaki/jaka chcę być, po drugiej jaki jestem. Na dole zostawić nieco przestrzeni na podsumowanie i wpisać tam odpowiedzi na pytanie: czego potrzebuję dzisiaj by być taki jaki chcę, by mieć pożądane cechy... Za ogólnymi hasłami stoją często czynności/działania, których brakuje, a które są łatwe do osiągnięcia. Np. ludzie dorośli zapominają o pielęgnowaniu hobby, o znajdowaniu czasu dla siebie. Uważają, że niemożliwe jest (a nawet nie wypada), żeby poświęcić czas sobie. Jak myślicie, jak długo można ciągnąć bez myślenia o sobie? Czy łatwo być wiarygodnym, gdy żyje się w pędzie i gdzieś poza sobą? Co widzą Klienci, gdy mają przed sobą zmęczonego sprzedawcę?

Jeśli masz pytania na temat samorozwoju i jednocześnie nie chcesz być widoczny w komentarzach, napisz na maila monika.kurdej@gmail.com


wtorek, 18 września 2012

Być lustrem

Ech...., ależ gigantyczne odkrycie do mnie przyszło... Na własnej skórze poczułam, co znaczy być lustrem  oraz co to znaczy odbijać tematy Klienta...

A było to tak:
Moja znajoma - K - dała mi znać, że coś tam u mnie w wizerunku do poprawki. Jako że temat powtarza mi się od kilku miesięcy w różnych sytuacjach, postanowiłam poświęcić mu nieco uwagi... Odkryłam, że porusza mnie to, bo chodzi o obszar spełniania oczekiwań. Niby wyleczyłam się z przekonania, że spełnianie oczekiwań jest OK (znacie to pewnie z domu rodzinnego), ale gdy czasem na mojej drodze pojawiały się osoby, które miały ten temat żywy, dawałam się wciągać w ich historię. Potem męczyłam się, bo gubiłam sedno. Traciłam poczucie kontroli nad sobą ... i te emocje... Jak za nastoletnich czasów...

Dzisiejsze odkrycie pozwoli mi lepiej rozumieć pełnienie roli coacha albo doradcy ds. rozwoju. Metafora lustra pojawia się na każdym etapie kształcenia do tego zawodu, ale dopiero dzisiaj udało mi się ją zgłębić. 
Mam dzisiaj pewność, że gdy biorę na siebie rolę coacha to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie tylko z tym, co inspirujące i dające satysfakcję, ale także z tym, co pobudza Klienta do aktywności. A ta wcale nie musi być dla niego w pierwszej kolejności czytelna. Gdy daje mi znać o czymś, co u mnie jest do przerobienia - daje mi jednocześnie znać o tym, co u niego żywe. Metafora lustra nabiera więc olbrzymiego sensu i odnosi się do całości relacji z Klientem: 
przed procesem - gdy Klient sprawdza, czy praca w tej formule jest właśnie dla niego
w trakcie - gdy zdecydowany na zmianę obserwuje siebie, wykonuje zadane ćwiczenia i doświadcza niespodziewanych wglądów
po - gdy relacja przyniosła oczekiwane rezultaty i pozostał cudowny smak wspólnoty, współpracy i głębokiej akceptacji.

Następnym więc razem, gdy pojawi się okrągły dla mnie temat, chcę umieć odwrócić go w kierunku Klienta i pokazać takim, jaki on jest - na tu i teraz. Chcę umieć stać na swojej pozycji i pytać Klienta, co w tym dla niego jest ważne. I wcale nie ma znaczenia, czy temat dotyczy mnie w jakimś punkcie. Znaczenie ma, aby umieć zwrócić uwagę Klienta na to, że już znajduje się w procesie i że we mnie dostrzega odbicie własnych trudnych tematów...

Jacek Kaczmarski - Ballada wrześniowa (17.09.1939)

niedziela, 16 września 2012

Pytania w procesie rozwojowym

O ważności pytań nad odpowiedziami pisałam pewnie już kilka razy. Zazwyczaj w kontekście sprzedażowym: pytaj klienta, zadawaj pytania, proś o odpowiedzi, precyzuj... 

Dzisiaj chcę o pytaniach w rozwoju w ogóle. Do tego posta zainspirował mnie mail koleżanki B., która pochwaliła się niezwykłymi odkryciami dla siebie. Zadała sobie kilka pytań i ... doznała nowej perspektywy. Nabrała przy tym siły i dostrzegła nowe połączenia. ŁAŁ. Tak właśnie działa coaching. Tym jest właśnie rozwój. Poszerzaniem percepcji, dostrzeganiem niewidocznego, odmienianiem rzeczywistości na lepszą i bardziej dopasowaną do mnie, jako jej autora.

Dlaczego w procesach rozwojowych pytania robią takie potężne różnice? Bo są dużo większe od gotowych rozwiązań. OTWIERAJĄ furtki do bardziej świeżej perspektywy - bez zbędnego przegadywania czy czegokolwiek, czego w relacji może być za dużo. Są proste i przynoszą oczywiste odpowiedzi. Oczywiste w nowej perspektywie i oczywiste dla nowych, przyszłych połączeń. Trudniejsze, gdy już wybrzmiewają w przestrzeni i gdy Klient wie, że nie może się od nich wykręcić (zresztą w samodzielnej pracy także to działa; czasem tak ze sobą pracuję - niemniej to trudne).

Gdy patrzeć z boku, widać ludzi, którzy rozmawiają. Jednak kluczowa jest nie rozmowa, a proces rozmowy. A potem to, co wybrzmi i co zostanie z powrotem wchłonięte do głowy i do serca Klienta.

Kiedyś w czasie pracy z Klientem do lobby, w którym siedzieliśmy weszła głośna grupa osób. Jeden gest mojej ręki sprawił, że wszyscy umilkli, a po chwili wynieśli się na zewnątrz. Dostrzegli, że odbywa się tu ważny proces, który mogą łatwo zburzyć. Nie mogli być do niego zaproszeni i przyjęli tę oczywistość. Odbyło się to gdzieś ponad naszymi głowami i bez słów... i było ważne. Pokazało jak potężną energią dysponuje praca z pytaniami. Bo ostatecznie nie chodzi o pytania, ani nawet o odpowiedzi, ale o to, co przesącza się jako autentyczne do serca Klienta. W połączeniu z tym, nabiera on siły do tego, by wstać i iść przed siebie... i robić to, co należy do niego... tylko do niego...

piątek, 14 września 2012

O kwestionowaniu rzeczywistości

Kilka postów temu obiecałam ten temat. No i jest...

Zaczynam od tego czym jest rzeczywistość. To wszystko, co nas otacza, a także nasze ludzkie stany i emocje. To też jest rzeczywistość. I to, że poddajemy się emocjom, a świat postrzegamy przez swoje osobiste kalki. To też jest rzeczywistość.

Po co więc ja kwestionować? Po to, żeby widzieć ją najbardziej realnie jak to możliwe. Przyjmowanie codzienności za pewnik ułatwia życie. Podejmowanie decyzji jest prostsze a stawianie spraw na ostrzu noża oczywiste. 

A gdyby założyć, że świat jest zbiorem znaków i symboli, które przybierają materialną formę? A gdyby założyć, że ludzie, z którymi się widzimy to zwykłe ssaki, tyle że myślą i gotują jedzenie? Gdyby odjąć od tego, co obok zewnętrzną fasadę i zobaczyć goliznę: emocje bez ludzi, wyniki bez działań, ludzi bez ról i masek? Co by się stało, gdyby na powrót nałożyć to samo?

Widzicie już do czego zmierzam? Wszystko co przed nami, jest czymś konkretnym, zaszufladkowanym w pojęciach i skojarzeniach. Jeśli odebrać rzeczywistości maski: ocen, emocji, ról, oczekiwań, powinności otrzymujemy rzeczywistość w czystej postaci. Ludzi w emocjach, podkreślających na każdym kroku swoją ważność: strojem, zachowaniem, decyzjami. Firmy z przerośniętym marketingiem, w których nawet schowek na szczotki nie ma swojego miejsca. Zarządy, w których toczy się polityka, podkreślona osobistymi podjazdami. Wszędzie pustka, coraz mniej autentyczności, strach przed dniem następnym.

Właśnie to dostrzegam, gdy kwestionuję rzeczywistość. Obserwuję ludzi, słucham ich, widzę ich maski a dopiero pod tym wszystkim pojawia się autentyczność. A zaraz za nią trudność w przyznaniu się do błędu, konieczność zachowywania twarzy przed rozmówcą, bardzo dużo strachu... 

niedziela, 9 września 2012

O emocjach (w duchu NVC)

Od wczoraj mocno przeżywam  informację moje znajomej, która jest rozgorycznona tym, że jako nauczycielka (zawód społecznie użyteczny) w tym roku nie otrzyma dodatku motywacyjnego od Państwa. Dostałam takiego sms w odpowiedzi za zaproszenie do udziału w szkoleniu, które chcę przeprowadzić. Przypuszczam, że chodzi o znaczną kwotę w budżecie domowym, niemniej jest mi trudno przejść przez tę  informację. Budzi we mnie wiele złości, mimo że jest daleka od mojego świata. Jest tak jak bym dostała nią w twarz.

Dlaczego mnie to porusza? Bo to moja dobra znajoma? Żona mojego dobrego kolegi? Bo nie do końca udało mi się przejść z systemu czekania na system pracy dla siebie? Bo wiem, jak wiele pracy muszę włożyć, by zabezpieczyć sobie minimum przychodów? Bo właśnie z powodu braku wpływu odeszłam z oświaty, by pracować na własny rachunek? Bo taka informacja potwierdza moje przekonanie, że dobrze zrobiłam?

Rzeczywiście, jest co obserwować... i co nazywać... Mnie nazywanie emocji pomaga. Mam tutaj złość, którą zatrzymuję, by nie zepsuć relacji (choć chętnie pokazałabym co o tym myślę). Mam też strach o to, że jeśli cokolwiek zrobię spowoduję, że moja znajoma poczuje się gorzej a relacja zawiśnie wtedy na włosku. Potrzebuję więc zatroszczyć się o równowagę i czuję, że jedyny środek ku temu, to nie robić nic. Mam poczucie, że ona lubi narzekać i wcale nie szuka sposobów, by wyjść ze swojego sposobu patrzenia na rzeczywistość a ja nie mam siły dźwigać jej tematu, bo w niego nie wierzę. 

Taki przykład jak powyżej pokazuje po raz kolejny, że uruchamia nas to, co bliskie. Następnym więc razem, gdy coś lub ktoś sprawi, że pojawią się u Ciebie potężne emocje przyjrzyj się im bliżej. Zazwyczaj jest tak, że uruchamia nas to, co ważne. A zazwyczaj dla człowieka ważne jest poczucie bezpieczeństwa potem współpracy, poczucia sensu... Gdy tego braknie ciało reaguje paniką a do głowy wielkim dzwonem uderzają emocje... Niektórzy im się poddają... Inni zatrzymują się, żeby to poznać i poszukać sposobu na siebie...

środa, 5 września 2012

O strefie komfortu i jej wpływie na sukcesy

Wczoraj miałam interesującą rozmowę ze znajomym, która przypomniał mi o tym, że szefowie działów i właściciele firm też mają swoje strefy komfortu... Przeszedł mnie dreszcz, gdy uświadomiłam sobie, że kilku z moich byłych szefów działało tak jak działało, po to właśnie, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Ich poczucie niepokoju rezonowało w całych firmach, we wszystkich działach, było widoczne w decyzjach podejmowanych i nie podejmowanych, w relacjach z pracownikami i Klientami, w stosunku do pieniądza i do kosztów w firmie... Cały biznes opierali się na energii przetrwania, a każdą wolną myśl oglądali podejrzliwie, jakby miała im w rękach wybuchnąć... 

Mam teraz taką refleksję, że konieczne jest, by w biznesie pokazywanie ludziom - szefom, że trwanie w strefie komfortu jest jak ciągnięcie za sobą olbrzymiej kotwicy. Jedyny sposób, by z niej wyjść to zrobić ten konieczny, za każdym razem pierwszy, krok... 

Warunek jest jeden: dostrzec, że "typowy" człowiek ma zdolność sam siebie zablokować przed sukcesem. Mój znajomy w  swojej pracy dotarł do spostrzeżenia, że biznesmen, z którym pracuje jest lepszy w odbudowywaniu firmy niż w zarządzaniu nią... Stracił zapał i zgubił własne strefy wpływu, gdy ta zaczęła działać funkcjonalnie... Jeśliby teraz miał możliwość przepracować swoją nową rolę, wyobrazić sobie siebie samego w szerszej perspektywie łatwiej byłoby mu zrobić pierwszy krok. Na razie bojkotuje pomysły i marzy o wielkich wynikach... Jeśli nie zdecyduje się na przyjrzenie się swojej perspektywie wróci do punktu wyjścia z poczuciem wyrzuconych pieniędzy w błoto... i dalej będzie marzył... 

Jak więc się nie blokować? 
1. Nauczyć się kwestionować rzeczywistość - nie wszystko, co widzimy, jest tym co możemy widzieć. Mój znajomy Artur S. robi ćwiczenie w którym bierze do ręki długopis, podnosi i pyta o to, co się widzi... Odpowiedzi jest wtedy wiele, a istotą ćwiczenia ma być zrozumienie, że rzeczywistość ma wiele perspektyw...
2. Nauczyć się pytać - obserwuję wielu ludzi, którzy nawet nie mają potrzeby pytać. Łatwiej im czynić założenia, niż sprawdzić w rzeczywistości jakie coś jest... 
3. Planować i namyślać się - każdy pomysł możliwy jest rozłożenia na części pierwsze i gotowy, by go dokładnie obejrzeć i zaplanować działania... 
4. Zrobić pierwszy krok - najmniejszy możliwy, który przybliża...

poniedziałek, 3 września 2012

O tym jak i kiedy zdolność słuchania pracuje w biznesie

Rozmawiałam niedawno z Klientką (to ważne), która została powołana na stanowisko szefa działu sprzedaży. Głównie dlatego, że jako jedna z niewielu osób w firmie lubi sprzedawać, jak się za coś bierze, to po to, żeby skończyć i .. żeby ocenić kompetencje działu sprzedaży w firmie.

Po kilku miesiącach pracy, stała się tak drażliwa i sfrustrowana, że tylko szacunek dla szefa, który ją obdarzył zaufaniem trzyma ją przed rzuceniem na biurko kwitami. Wszelkie zmiany, które według jej rozeznania przydałyby się w dziale, bojkotowane są przez koordynatora działu a ona sama przestała rozumieć sens swojej pracy. Bywa, że ślęczy do rana nad zadaniami, które w jej odczuciu nie mają sensu - tylko z poczucia obowiązku.

Ten Klient - wcale nie szuka zmiany... Ten Klient to nie jest Klient na coaching. Zna swoje miejsce w organizacji, zna swoje mocne strony, generuje pomysły i wybiera, które z nich wdroży. Korzysta z maksimum swojego dostępnego potencjału i dosyć świadomie oznacza swoją strefę wpływu. Gdy napotyka na przeszkody - narzeka, ale szuka sposobów na ich obejście. Czasem po prostu potrzebuje "przegadać" temat, pobyć z kimś zaufanym w swojej przestrzeni, podzielić się doświadczeniem. Gdy to otrzyma gotowy jest iść dalej. Dostaje lekkości i energii, która prowadzi. 

Dlaczego o tym piszę? Bo złapałam się na tym, że patrzę na ludzi przez pryzmat: Klient coachingowy - Klient nie coachingowy. I dostrzegam, że tak bardzo zafiksowałam się na wykonywaniu zawodu coacha (który jest najwspanialszym zawodem świata), że zapomniałam o innych narzędziach wspierających Klientów. Sesje empatii - to właśnie to, czego potrzebował opisany Klient.... Innym mogą być potrzebne warsztaty, a jeszcze innym szkolenia czy interwencje. Zdolność słuchania i otwartość to jest właśnie to, co najbardziej pracuje w pracy z ludźmi: w sprzedaży, w konsultingu, nawet przy robieniu pazurów... SŁUCHANIE i CZYSTY UMYSŁ potem UWAŻNOŚĆ.... Można by wymieniać wiele...

Odkryłam to po raz setny i pewnie jeszcze kilkaset razy o tym sobie przypomnę... 

sobota, 1 września 2012

Napięcia a życiowe kontuzje

Wróciłam do biegania. Zmniejszenie porcji ruchu jakiś czas temu sprawiło, że konieczne jest zbicie, znowu, wagi. Mąż - maratończyk - podrzucił mi książkę o metodzie chi-running. Nieinwazyjna, naturalna metoda biegania, odwraca myślenie na temat sportu, zmniejsza kontuzje itd.

Całkiem podobnie dzieje się w coachingu. Gdy Klient odkrywa, co jest dla niego naturalne i co mu w życiu lub w pracy służy - odczuwa ulgę i ... budzi się...

W tym kontekście pomyślałam o rozluźnianiu i pracy z ciałem, jak o pierwszej i nadrzędnej metodzie osiągania przez Klienta komfortu w życiu. Wielu z nich zapomina o tym, że aktywność fizyczna jest potrzebna człowiekowi tak samo jak woda i powietrze. Objadając się, ograniczając ruch łatwiej narażają się na stres i wypadki związane z niedoskonałym skanowaniem rzeczywistości. Gdyby umieli łatwo przekonać się, że to potrzebne dla ich zdrowia i rozwoju. Gdyby umieć pokazać im sprawdzone metody rozluźniania się  i osiągania czystości umysłu... Ach... Co to by była za praca... Już się cieszę na myśl o tym, co nowego czeka mnie znowu w bieganiu... i co się wydarzy jak wróci Michał z podróży... i jak poznam P. Milę od jogi...wow...