poniedziałek, 30 lipca 2012

Niekończąca się opowieść, czyli o misji


Właśnie wróciłam z krótkiego wyjazdu. Zorganizowałam synom agrowczasy i w czasie, gdy oni mocno angażowali się w mieszanie wody w jeziorze ja poszukiwałam linków do zdarzeń z mojej rzeczywistości.... Oczywiście bez spektakularnych rezultatów... z wyjątkiem jednego: odkryłam, że opowieść, której szukam jak nadziei na lepsze życie to moja misja i sposób w jaki ją zrealizuję. I nie byłoby w tym nic wielkiego gdyby nie to, że autentycznie miałam to stale w głowie... ale nie wierzyłam. Szukałam jakiejś wielkiej, błyszczącej, rozpalonej do białości historii ... a ta była od dawna gotowa i rosła w oczach - tylko ja tego nie widziałam zajęta poszukiwaniem...

Trudność w znalezieniu tej historii polegała na:
1. zbyt wielkim oczytaniu i małym zaufaniu do siebie,
2. zbyt łatwej podatności na ocenę innych,
3. poszukiwaniu takiej innowacji, która - na tym etapie - nie jest możliwa. Marka Training+ jest na rynku od niedawna i kłopot z historią jest w rzeczywistości mierzeniem się z rynkiem i zamienianiem nieznanego w znajome i godne zaufania.

Skąd to wiem? Najpierw przeczytałam książkę "Starbucks. Sztuka wyciągania wniosków z porażek" Howarda Schultza. Jestem wielbicielką kawy i ciekawa byłam sposobów na sukces tej firmy. Jej właściciel, zakochany w wartości jaką przynosi ludziom picie kawy, zaczynał od maleńkiego punktu, który z czasem rozwinął do rozmiarów globalnej sieci kawiarni. Najważniejsze co mi zrobiła ta książką to pewność, że nic nie dzieje się przypadkiem, w szczególności zaś sukces. Ten przychodzi tylko wtedy, gdy się w niego inwestuje: czas, uwagę, pieniądze, siebie... Okazuje się też, że razem ze Starbucksem mamy podobny sposób podążania za Klientem i... misję - tę osobliwą historię firmy, która tworzy się, rozwija i staje się punktem odniesienia w czasach kryzysu. 

Odetchnęłam z ulgą, gdy zrozumiałam, że nie chodzi o zamienianie się w Szeherezadę i opowiadanie Klientom 1001 bajek ze strachu przed skonsumowaniem. Przeciwnie, chodzi:
  • o mocną, pewną obecność na rynku, 
  • o uczestniczenie w różnorodnych działaniach,
  • o podejmowanie się pozytywnych inicjatyw
  • o stałe wyciąganie wniosków, z tego co się wydarzyło,
  • o pamiętanie o głównej wartości, zapisanej w misji.
Jeśli więc, ktoś z Was, moi mili, zapragnie założyć własną firmę, markę itd... pamiętajcie o tym, że każdy dzień będzie dla Was wyzwaniem i sprawdzianem dla wartości, które wyznajecie i pragniecie wnosić w rynek. Ostatecznie, dla biznesu, który ma przetrwać i się rozwijać ważne jest przede wszystkim to, co może dać ludziom. I niekoniecznie chodzi o sam produkt: o fotografię, o piwo, o wydruk... Większe znaczenie ma atmosfera w jakiej odbywa się fotografia, klimat jaki towarzyszy piciu piwa czy bezpieczeństwo związane z opracowywaniem wydruków... No, ale o tym już kiedyś pisałam i z całą pewnością napiszę jeszcze:) Mój cel: inspirować i pielęgnować ducha Organizacji - każdej osoby, każdym spotkaniem, jednej firmy naraz:) Moja historia właśnie się pisze... 

środa, 18 lipca 2012

Jak zostać bohaterem w swoim domu?

W byciu bohaterem jest coś wielkiego.. Bohater, to ktoś kto jest silny, dzielnie staje przeciwnościom losu na drodze i ma moc, by bronić słabszych przed grozą... Gdy pracuję z Klientami, często deklarują oni potrzebę znalezienia obrońcy dla siebie wobec spraw, które są trudne: decyzje, wybory, relacje itp. 


Aby zostać bohaterem w swoim domu konieczne jest zrozumienie roli, jaką pełni strach w postrzeganiu rzeczywistości oraz w emocjach, które rodzi. W tym celu, na początku pracy proponuję zrealizowanie sesji z wartościami. Po pierwsze potrzebuję lepiej poznać Klienta, po drugie wykonać - na jego użytek - osobiste foto z TU i TERAZ. Dopiero spojrzenie na siebie przez pryzmat tego, co ważne otwiera Klientowi oczy na to, co głębsze i jeszcze ważniejsze.


Miałam ostatnio możliwość uczestniczyć w szczególnym szkoleniu - dla ludzi jednej z sieci MLM (oni oczywiście mówią, że to nie to). Pojechałam, bo dałam się namówić osobie z kręgu osób zaufanych. Jestem pod wrażeniem stylu pracy zespołu trenerów i konsultantów, a w szczególności ich wpływu na innych. Z zawodowego punktu widzenia odniosłam masę korzyści i z całą pewnością wykorzystam wiedzę w swojej praktyce. W szczególności będę bardziej naciskać na odkrywanie wiodących wartości w świecie Klienta. To jedyne, co pomaga zachować człowieczeństwo w sytuacjach ekstremalnych i sprawia, że człowiek uwalnia się od winy czy strachu przed oceną innych, a przez to łatwiej dokonuje dobrych wyborów. Nie ma nic trudniejszego, jak złamanie systemu wartości człowieka, który wie co robi i dokąd zmierza. I znalezienie tego systemu to między innymi cel pracy w coachingu.


Bycie więc bohaterem w swoim domu to w tym kontekście znajomość własnego systemu wartości i umiejętność chronienia samego siebie. To zdolność do sięgania wyżej, szybciej, dalej - zgodnie z tym, czego pragnę i do czego zmierzam. To łatwość sięgania do osobistych zasobów i działania w swojej rzeczywistości po swojemu...

poniedziałek, 16 lipca 2012

Zadanie na innowacje

Zgodnie z obietnicą z poprzedniego wpisu: ćwiczenie. Potrzebujesz dłuższą chwilę na namysł oraz kartkę i ołówek...


Krok 1: zadaj sobie pytanie dlaczego temat innowacji jest dla Ciebie ważny i dla jakiego obszaru - konkretnie - potrzebujesz tej innowacji? Może chcesz lepiej sprzedawać albo sprawić, by firma była bardziej widoczna na rynku, a może Twoja strona internetowa ma mały ruch... Sprawdź, co najbardziej ci przeszkadza i skonkretyzuj tę potrzebę... 
Krok 2: na kartce napisz wszystkie działania swoje i konkurencji w tym obszarze... Jeśli jest to sprzedaż, to może ich ludzie umawiają więcej spotkań...  a może jeżdżą oznakowanymi samochodami... a może....
Krok 3: spójrz na kartkę i sprawdź, co robicie tak samo, a co robicie inaczej... Być może już teraz masz pierwsze wnioski... zapisz je (żeby nie uleciały) i dowiedz się więcej... Zweryfikuj każdą informację. W tym celu sprawdź opinie w internecie, popytaj Klientów, znajomych... poznaj szczegóły...
Krok 4: Wróć do listy. Czy nadal to, co napisałeś ma taką samą wartość jak na początku? Co się zmieniło? Co konkretnie? Jakie to ma znaczenie dla Twojego tematu? Czy osiągnięcie innowacji w tym obszarze jest nadal kluczowe? Być może z pracy, którą wykonałeś wynika, że działasz dosyć innowacyjnie i potrzebujesz ledwie drobnych korekt, by podkreślić tę osobność. Być może masz produkt, jakich wiele na rynku, wręcz identyczny i trudno w nim znaleźć szczególną formę. A może konkurencja (z Chin) ściągnęła od Ciebie prototyp produktu i teraz potrzebujesz innowacji, by utrzymać pozycję lidera na swoim rynku...?
Krok 5: puść wodze fantazji - zrób listę zadań, które możesz zrobić, by podkreślić tę osobność (może możesz częściej poruszać temat, z którego wynika innowacja... albo do prezentacji dodać slajd, który wyraźnie powie o tym, co szczególnego przynosisz...) A może znalezienie nowego rynku (niszy) dla Twojego powtarzalnego produktu będzie tym czymś, co Cię wyróżni... Być może potrzebujesz sprawdzić możliwości swoich maszyn albo uzupełnić materiały produkcyjne o dodatkowy składnik, który zachwyci Twoich stałych Klientów...

To ćwiczenie, to praktycznie pierwsza analiza tego, gdzie leży cel. Bez jego znajomości, trudno znaleźć sposób na realizację... Koniecznie więc należy się przebudzić i konkretnie odpowiedzieć sobie na pytania o to, czego chcę i dokąd zmierzam... A także, czy dotychczasowe działania prowadzą mnie tam, dokąd chcę... To ćwiczenie to baza do tego, by sprawdzić czy chcę dokonywać drobnych usprawnień oraz wielkich transformacji oraz po co to robię...

Miłej zabawy


piątek, 13 lipca 2012

Jak osiągać innowacje?

Temat arcyciekawy... I ważny dla każdego... W produkcji innowacjami nazywamy to, co materialne, co wychodzi spod maszyny. W usługach to nowy sposób pracy z Klientem  lub w ogóle postrzegania rzeczywistości biznesowej. Tak czy owak, cele innowacji to m.in.:
  • wyprzedzać konkurencję,
  • zwracać uwagę rynku na swoją firmę,
  • sprzedawać więcej produktów/ usług...
A ostatecznie, chodzi o to, by zarabiać więcej:) To w biznesie kluczowy wyznacznik sukcesu i efektywności... 

W ostatnim wpisie zwracałam uwagę na otwartość i na osiąganie stanu FLOW. Dla wielu może być niezrozumiałe, kiedy o tym piszę. Gdy potrzebujemy konkretu, szczególnie, gdy ściskają nas słabe wyniki i mamy stres, naprawdę trudno jest patrzeć na świat niestandardowo. To jednak będzie pierwszym punktem do tego, by zbliżyć się do innowacji. Osiągać je, to w pierwszej kolejności widzieć świat jak wielki wór obfitości i łączyć fakty, zdarzenia, emocje w jedno. Otwartość więc jest tym, czego potrzebujesz, by widzieć dalej... Jest konieczna...
Drugi punkt dla osiągania innowacji to odwaga. Odwaga patrzenia na świat inaczej niż wszyscy i robienia tego, czego nikt jeszcze nie zrobił. Pamiętacie dwa cyrki z książki "Strategia błękitnego oceanu", w której ten nowy budował całkiem nową atmosferę uczestniczenia w przedstawieniu. To wystarczyło... Ten sam efekt osiągnął Starbucks tworząc kawiarnie (podobno, książka leży i czeka na swoją kolej do czytania) i osiągając sukces. Wystarczyło przyjrzeć się jak działa konkurencja, posłuchać ludzi i pomysł wyklarował się właściwie sam. Wymagał - to oczywiste - przekierowania myślenia, odejścia od schematów, oddalenia się od kopiowania, ale wpierw skoncentrował się na tym co jest, a potem przeszedł do tego co mogłoby być, żeby było lepiej.
I właśnie to dałabym jako trzeci punkt dla osiągania innowacji. Nie kopiować. Przyglądać się rynkowi, sprawdzać co działa i dodawać (lub odejmować) pojedyncze elementy, które ostatecznie robią różnicę. Przecież innowacje nie zawsze muszą być spektakularne. Najczęściej powstają gdzieś na granicy między szczęściem i dobrym marketingiem i - często - przechodzą bez echa, znane ledwie niszy.
W czwartym punkcie zapiszę więc konieczność mówienia o innowacjach. Mam wiele przykładów na to, że coś o czym powiedziano głośno pierwszy raz urasta do rangi innowacji, choć stosowane było wcześniej wiele razy... Tak jest między innymi z diet coachingiem, którym interesuję się od dawna. Nazwa niezbyt fortunna, użyta kilka razy w kontekście innowacji i ... pozamiatane... nowość jak się patrzy...
Punkt piąty - przygotuj się na niepowodzenie... To oczywiste, że nie wszystkie innowacje zostają przyjęte z entuzjazmem. Wiele z nich może być rodzajem inwestycji i potrzebujesz sporo energii, by wdrożyć nowość w działanie... Zniecierpliwiony możesz zarzucić pomysł, albo skupić się na szukaniu innego. Ważne jednak byś wiedział, że na drodze do sukcesu najważniejsze są niepowodzenia. To one sprawiają, że jesteś o krok dalej. Wpisz ten punkt na stałe do listy swoich działań i przewiduj...

W następnym wpisie będzie przykład zadania do wykonania...

czwartek, 12 lipca 2012

Kiedy uruchamia się kreatywność?

Wyobraź sobie, że siedzisz pod gruszą... jest środek dnia, słońce przyjemnymi promieniami pieści twoją twarz, wiatr delikatnie szeleści w listowiu... masz pełny brzuch, obok stoi karafka z winem... Gdybyś mógł wyobrazić sobie na co masz w tej idealnej chwili ochotę? Na jedzenie, na sen, na miłość?... Czy to jest idealny moment, by myśleć o biznesie?... Albo o budowie domu? ... Albo o wychowaniu dzieci?

Wielu ludzi planuje duże zmiany w jakimś lepszym dla siebie czasie: zarobię trochę pieniędzy i coś wymyślę... albo: odchowam dzieci i wtedy na pewno (coś) zmienię... itp... Zmierzam do tego, że kreatywności nie da się zaplanować, ani przewidzieć jak działa. Kreatywność jest wypadkową:

  • wszystkich doświadczeń, jakie posiadamy, 
  • otwarcia się na nowe, też nieoczekiwane, możliwości,
  • dobrej znajomości przestrzeni funkcjonalnej (czasu, klimatu, atmosfery) - ram do życia,
  • oraz zdolności bycia w kontakcie ze sobą samym, przede wszystkim w kontekście zdolności zadawania sobie pytań, które pobudzają i pomagają zmienić perspektywę...

Kreatywność rodzi się więc na granicy dyskomfortu. W miejscu, w którym człowiek rozpoznaje osobiste blokery, nazywa je i znajduje sposoby ich obejścia. Te blokery to - najczęściej - strach przed porażką, przed sukcesem lub przed oceną innych. Gdy je ominąć - to już blisko do FLOW... do stanu, w którym łatwo korzystać z dostępnych zasobów, ubierać je w nowe ramy i nadawać nowe znaczenia... Kreatywność rodzi się więc nieco wyżej niż realność - choć stale się do niej odnosi... Nie poddaje się też żadnej ocenie... I wcale nie musi być lekka... Łamanie standardów boli, ale opłaca się... 

W biznesie kreatywność podporządkowana jest strategii - to owe ramy, o których wspomniałam wcześniej. Czy sprzedaż, czy zarządzanie, czy innowacje - wszystko poddane jest nadrzędnej intencji... To dlatego najbardziej kreatywne firmy to te małe - z czytelną strategią, a najbardziej kreatywni ludzie - to właściciele tych firm (tak, tak, wiem, nie wszyscy). Znajomość ram połączona ze zdolnością kwestionowania rzeczywistości pomaga osiągać innowacje... A jak to zrobić? W następnym odcinku...

wtorek, 10 lipca 2012

Dość bierności w zarządzaniu

Klienci jakoś często ostatnio pytają o motywację: jak bardziej zmotywować siebie, jak bardziej zmotywować pracowników, jak sięgać wyżej, szybciej, dalej...

W poszukiwaniu odpowiedzi zadaję pytanie: po co chcesz to wiedzieć lub czego potrzebujesz? To najczęściej wystarcza, by kontynuować rozmowę o tym, co rozumieją pod słowem motywacja i do czego jej potrzebują. Najczęściej - okazuje się - szukają sposobu na wypalenie zawodowe. Są zmęczeni ciągłym kręceniem się po rynku (to sprzedawcy, właściciele przedsiębiorstw) albo pracowaniem za swoich ludzi (to właściciele firm rodzinnych, kadra zarządzająca średniego szczebla). W procesie coachingowym odkrywają, że w ich bierności i zmęczeniu jest ogromna motywacja - motywacja do działania wbrew planom i założeniom, które są sprzeczne z osobistym systemem wartości. Gdy zbyt wiele obowiązków zawodowych ma wpływ na możliwość spędzania czasu z rodziną - nieświadomie bojkotują swoje plany i w męczarniach osiągają swoje cele. Z żadnej ze sfer nie mają potrzebnej satysfakcji...

A więc dość bierności w zarządzaniu. Koledzy przedsiębiorcy, handlowcy, dyrektorzy... rozpoznajcie swój system wartości, sprawdźcie co Was kręci i do dzieła... Dajcie z siebie wszystko i z rozumem. Namyślcie się, co Wam jest potrzebne i jaką to ma dla Was wartość... Sięgajcie wyżej, szybciej, dalej - i nie przeszkadzajcie sami sobie... ani swoim pracownikom. Największego motywatora do robienia cudownych rzeczy macie w sobie sami... Potrzebujecie tylko go odnaleźć... (właśnie w tym, co dla was ważne...) Bierność nie istnieje... Istnieje za to ochrona tego, co ważne. Gdy czujecie, że opadacie w ten stan, zatrzymajcie się, odetchnijcie, przewińcie taśmę, sprawdźcie co się wydarzyło i co czujecie... Właśnie gdzieś tam, w głębokich osobistych pokładach jest to, czego szukacie... Klucz do motywacji... Do dzieła...

niedziela, 8 lipca 2012

Sprzedaż i moda na fajność

Zajmuje mnie ostatnio kwestia marketingu... Bardzo z powodu własnej działalności (co zrobić, żeby łatwiej docierać do Klientów i jak budować wizerunek firmy, która NAPRAWDĘ wie co robi i po co jest na rynku?) i z ciekawości, w którą stronę to zmierza... Raz widzę to tak, że w bezmiarze internetu możliwe jest zrobienie mega istotnych działań - których nikt nie dostrzeże... i odwrotnie - można zrobić drobiazg, który będą komentowali ludzie na całym świecie (pytanie w stylu: ale upał dzisiaj... czy masz na sobie majtki?)

Gubię istotę tych wszystkich działań... Niby wszyscy tam (w internecie) są, ale określenie jakości tej obecności jest tak samo trudne jak jej określenie w realu. Niby wiadomo, ale nie do końca, i w ogóle o co ci chodzi... Przypomina mi się jak zaprzyjaźnionego sprzedawcę reklamy dla mojej branży, zapytałam o to, kto tak naprawdę czyta ich pismo... Naturalnie: dyrektorzy HR i prezesi, ale ilu ich dokładnie jest nie wiedział... jakich branż - tak samo... ilu zatrudniają ludzi... tabula rasa... Dla mojej sprzedaży te informacje są istotne. Dlaczego rozwojowy i doświadczony sprzedawca nie wpadł  na pomysł, by posiłkować się tego rodzaju wiedzą... Czyżbym tylko ja o to zapytała? A skoro tak, to znowu pytanie: czy tradycyjny marketing to też ściema? 

Obserwuję, że duża część marketingu dzieje się dzisiaj w oderwaniu od rzeczywistości biznesowej... Ma być fajnie, ma być lekko, a reszta zrobi się sama... Prezesom jakoś łatwiej też wygospodarować budżety na trudne do zweryfikowania akcje marketingowe. Może działa to na zasadzie mody... Modnie jest mieć fanpejdż na FB... Rozdawać palmtopy, ipody i wejściówki na mecze... Z jakiegoś powodu wydaje się to bardziej fajne niż mieć wyszkolony i sprawny zespół handlowców... Ale, czy fajność sprzedaje?... Czy kupujecie coś od fajnego sprzedawcy? Co kupujecie od fajnego sprzedawcy?


Do mnie fajni sprzedawcy dzwonią na komórkę i fajnym głosem mówią w drugim zdaniu: Moniko(!)... Recytują też wyuczony tekst o tym, jaką mają cudowną ofertę... i pytają:"czyż nie?" albo "czy to nie jest najlepsza propozycja?" Odpowiadam, że AKURAT NIE i czasem z nimi konferuję (coraz częściej odkładam słuchawkę). Inni fajni sprzedawcy zapraszają na pokaz wyjątkowych garnków i cudownej pościeli... Z nimi nie chce mi się nawet rozmawiać... Dziękuję i wracam do swojej pracy... Fajny sprzedawca nie jest dla mnie... Sama też nie jestem fajnym sprzedawcą... Po to uzupełniam wiedzę, żeby móc swobodnie rozmawiać o biznesie mojego Klienta: swobodnie pytać, dzielić się wiedzą o rynku, rekomendować rozwiązania... Żeby ochronić moich Klientów przed własnym brakiem profesjonalizmu, czy jak to tam zwał... Chcę wiedzieć za co biorę odpowiedzialność i w którym miejscu znajduje się odpowiedzialność Klienta... W fajności jest coś powierzchownego... Fajność pasuje do zabawek, gadżetów... Produkty dla firm, usługi dla ich rozwoju to przestrzeń na odpowiedzialność i partnerstwo... Tego właśnie nie znajduję w fajnym marketingu... Tego życzę wszystkim sprzedawcom i kolegom w biznesie:)

czwartek, 5 lipca 2012

FB marketing

Zastanawiałam się ostatnio nad fenomenem FB i w ogóle marketingu wirusowego... Firmy (szczególnie te duże i znane) wydają potężne budżety na to, by stale pozyskiwać fanów i utrzymywać ich zaangażowanie na FB... Nie w realu (to pośrednio), ale właśnie w wirtualnej rzeczywistości...

Z marketingowego punktu widzenia, wiem o co chodzi... Sama marzę o tym, by Training+ znalazł się na ustach setek KLIENTÓW (tylko co ja bym z nimi zrobiła). Niemniej, usługa doradczo - szkoleniowa, to nie jest produkt ani szybkozbywalny, ani łatwo poddający się zabawie, której wiele na FB... To produkt oparty na mocnych kompetencjach, dopasowaniu się do Klienta, zrozumieniu jego celów... A o tym na FB nie pisze się łatwo... A wiec to nie jest medium dla mojej usługi...? A co z telefonami? Kampania Serce i Rozum dzięki pomysłowi zafunkcjonowała mocno w świadomości ludzi (dalej nie wiemy, jak to się przekłada na rezultat finansowy) a to oznacza, że prawdopodobnie wszystko można wypozycjonować w sieci.... Znajdujemy tam kino, wódkę, odchudzanie, rzucanie palenia... I wszystko co sobie wymarzymy... Być tam, to tak jakby w centrum miasta powiesić wielki billboard z nazwą firmy... Trudno zaprzeczyć, że nie warto...

Tylko dalej nie wiadomo, jakie to ma przełożenie na realny biznes. W takim tłumie łatwo machać rękami, ale ciężko zostać usłyszanym. Jeśli w tym celu MUSZĘ:

  • rozdawać nagrody,
  • robić konkursy,
  • stale kontrolować co się dzieje na profilu,
  • uważać na hakerów...
to pozyskanie Klienta w ten sposób staje się koszmarnie drogie... I nie wiem, czy się opłaca...

Po odjęciu wszystkich tych emocjonalnych i wizerunkowych argumentów, pozostaje pustka... i pytanie: co więc robić, by osiągać rzeczywiste rezultaty sprzedażowe? Jak sprzedawać, gdy rynek przeniósł się do sieci? 

Taka karkołomna myśl do mnie przyszła: a co jeśli rynek wcale nie potrzebuje sieci, by sprzedawać, a wszystko, co obserwujemy jest zwykłym pompowaniem marketingu w FB? W FB, który jest przecież firmą. i - jak każda - potrzebuje Klientów, żeby działać... Dzięki wywołaniu atmosfery zabawy, śmiechu, lekkości uzyskują sporą rozpoznawalność, a marketerzy cieszą się, bo mają nowe medium... Nie mam przekonania, co do zasadności stosowania FB w biznesie, ale skoro wszyscy tam są...

Jak napisać ofertę, która sprzedaje ? | CCIFP

Jak napisać ofertę, która sprzedaje ? | CCIFP

Artykuł, który popełniłam po spotkaniu w Izbie Francuskiej... Zostawiam na blogu ku pamięci

niedziela, 1 lipca 2012

Wakacje, biznes i dzieciaki

No i wakacje... A w wakacje takie mamy jak ja zastanawiają się, jak ma wyglądać ich praca, gdy dzieci mają wolne... 

Z jednej strony: każde odejście od biznesu to w rzeczywistości odejście od zarabiania... Z drugiej strony bycie mamą to przede wszystkim opieka nad dziećmi. Trudno łączyć obie role z sukcesami. A jest konieczne, by je łączyć.

Jasne, że wiem, co robić: priorytetyzować, planować, kontrolować, działać sprawnie, być uważną. Niemniej, dalej jestem w obszarze trudnych wyborów: zaplanowane wakacje oderwą mnie na trochę od biznesu i jednocześnie chcę mieć pewność, że dzieci są dobrze zaopiekowane i że ciekawie wypoczywają. Nie za bardzo chcę/mogę odrywać się od tych ważnych dla mnie obszarów. Idealnie byłoby, gdyby cały biznes stanął na 2 miesiące lub... hmmmm, mogłabym wykorzystać te 2 miesiące na coś twórczego dla swojego biznesu. Może napisałabym książkę? Mam wersję roboczą, w którą mogłabym sama zainwestować czas i uwagę w czasie wyjazdów, w przerwach między nimi i wyglądając na podwórko za dzieciakami... 
Tak... to niegłupi pomysł...