sobota, 31 grudnia 2011

Ludzie listy piszą...

Po całym dniu przygotowań do świętowania przysiedliśmy na sekundę, by odsapnąć. Za nami przeformułowanie mieszkania, by doprowadzić je do używalności sylwestrowej:) ... Teraz już tylko czekamy na gości i na żeberka:)

A to też ostatni moment, by podsumować rok i zaplanować następny. Ten przeszły był dla mnie interesujący, ale jakoś nie mam odwago spojrzeć we wpisy sprzed roku. Za to mam wielką chęć zażyczyć sobie, by ten przyszły rok przyniósł mi:

  1. nowe przyjaźnie,
  2. sukcesy finansowe,
  3. możliwość podróżowania.
Przede mną też decyzja, co ze sobą zrobić w najbliższym czasie; planowanie drogi zawodowej i strategii na rozwój; szukanie pomysłów na poradzenie sobie z zaległymi płatnościami moich Klientów/kontrahentów. W przyszłym roku chcę:
  1. mieć 0 takich sytuacji (że mi zleceniodawca nie płaci),
  2. działać jak skuteczny przywódca, który wie jak prowadzić siebie i ludzi do wspólnego sukcesu,
  3. patrzeć na swoje działania jak na konkretny biznes i przykładać większą wagę do zwrotu z tej inwestycji (lepiej rozpoznawać szanse biznesowe, także w kontekście finansowego zwrotu),
  4. otoczyć się niezwykłymi, uczciwymi, otwartymi na mnie i rzeczywistość ludźmi z obszaru rozwoju - po to by z nimi pracować i, w jakimś sensie, uczyć się od nich:), 
  5. stworzyć nową jakość na rynku szkoleń - taką, która odpowie na potrzeby jego uczestników, da mi szansę rozwoju i dobrych zarobków, pozwoli zostać jedynym kompetentnym Ekspertem Rynku Szkoleń i Rozwoju oraz mądrą i silną kobietą biznesu.

wtorek, 27 grudnia 2011

Ach, damą na szezlongu być...

Nieoczekiwany zbieg okoliczności sprawił, że spełniło się moje oczekiwanie o zatrzymaniu się i złapaniu dystansu. 

Właśnie takie cele ustawiłam przed coachingiem kilka tygodni temu. Gdy zaczynałam byłam zablokowana na - tak mi się zdawało - słabej efektywności swoich działań. Wiedziałam niby, że maksymalnie wykorzystałam swoje możliwości i wpływy, niemniej łudziłam się, że coaching w magiczny sposób zdejmie z mojej drogi przeszkody... I - o dziwo - tak się stało. Po 3 sesjach wszystkie tamtejsze blokady zniknęły. W ich miejsce pojawiły się nowe możliwości - dla szczęśliwego życia i dobrej pracy. Niemniej, czuję się przytłoczona ich zakresem. Tak jakby ktoś otworzył przede mną ogromną szufladę ze skarbami, a te świecą, kuszą i nie pozwalają się skupić. Potrzebuję pobyć trochę w tym stanie. Pobyć na swoim wygodnym szezlongu i obserwować swój świat w spokoju. Bez konieczności podejmowania szybkich "biznesowych" decyzji. Ale sprawia mi to trudność. Wygląda na to, że przejście z myślenia pełnego ograniczeń na swobodne, jest - dzisiaj, dla mnie - trudniejsze niż przekroczenie wartkiego, górskiego strumienia (z lodowatą wodą). 

Jak szukałam foty, to taki szezlong mnie ujął:) Na takim to choćby na koniec świata:)

niedziela, 25 grudnia 2011

Hacienda Zorita

Ależ pyszne wino:) Dawno nie piłam niczego tak pysznego:) A wszystko za sprawą kolegów z Infovide Matrix, którzy obdarzyli nas na zakończenie roku takim rarytasem. W imieniu swoim i męża dziękuję im za to:)

Mniam:) I wygląda na to, że nie do kupienia w Polsce. Pod hasłem Hacienda Zorita mam możliwość obejrzenia  gospodarstwo w winnicy - nie sklepy w okolicy...

środa, 21 grudnia 2011

Wygibasy.. rozwojowe

Gdy, na początku pracy coachingowej, określaliśmy oczekiwane efekty procesu, jednym z punktów było przejść na wyższy level w swojej pracy (to skojarzenie z grą komputerową, gdy wygranej planszy został tylko jeden klucz - klucz do przejścia na kolejną planszę - ale nie można go znaleźć. W grze, tak samo jak w życiu, łażenie bez pojęcia co dalej, przynosi frustrację). No i stało się:) W pracy rozwojowej, jak to w pracy rozwojowej - nic nie jest oczywiste i rzadko odbywa się wg zaakceptowanego scenariusza.

W krótkim czasie okazało się, że nic mnie nie łączy już z firmą P. i że mam wolność, co do wyboru swojej drogi. Przez chwilę pracowałam jeszcze nad tym co jest ważniejsze - pieniądze czy wolność - i dopóki nie wybrałam, dopóty dokoła działy się przedziwne i trudne do zrozumienia rzeczy. Tak jakby przestrzeń duchowa rozszczepiała się zamiast poszerzać - a przez to i ja cierpiałam. Niemniej, doświadczyłam wyraźnie, że "wyższy level" to ja w we własnej przestrzeni - z ludźmi, którzy są dla mnie ważni; z zadaniami, które mnie motywują i przynoszą korzyści oraz z robieniem tego, czego chcę właśnie ja.


za: www. mediarodzina.com.pl



sobota, 17 grudnia 2011

I krok do satysfakcji bycia we własnej przestrzeni


Medytacja. Po wczorajszej (trudnej i ważnej) sesji coachingowej przyszło do mnie odkrycie, że aby właściwie korzystać z dostępnych zasobów potrzebuję - z całą pewnością - nauczyć się korzystać z własnego mechanizmu kontaktu prawdziwą rzeczywistością* 

Zaskakujące jest jak daleko moje postrzeganie odbiegło przez dobę. Wczoraj, u Michała, szukając konkretów, wpadłam we frustrację, że nie widzę... że wiem, że mam i że jestem blisko, ale (cholera) nie widzę... A dzisiaj. Ledwo zdążyłam się zatrzymać i pochylić nad przygotowaniami świątecznymi a tu trach... jest.

Czuję ogromną satysfakcję, gdy myślę, o tym, że znalazłam pierwszy "konkret"w pracy nad określaniem własnej przestrzeni. Tym bardziej, że to wielki temat do eksplorowania. Niemniej, przede mną jeszcze dwa kroki...

*Piszę to świadomie, bo mam przekonanie, iż rzeczywistość jest względna i zależy od wielu czynników - głównie od tego kto ją postrzega.


za: www.czasduszy.pl

Życie bez smyczy

jest piękne

Mogę zapytać byłego Najwyższego: jaki jest cel spotkania oraz powiedzieć, że teraz jestem zajęta.
Mogę ignorować telefony od ludzi z biura.
Mogę spać po tym, jak zawiozę dzieci do szkoły.
Mogę spacerować w środku dnia z psem.
Mogę zjeść obiad w porze obiadu a kolację w porze kolacji.
Mogę zaplanować najbliższe dni po swojemu, z uwzględnieniem terminarza tylko najbliższych.

A z zawodowych:
Mogę zdecydować, co chcę robić i czy chcę to robić z kimś, czy jako ja sama. To byłoby ciekawe wyzwanie: wymyślić projekt, zaplanować jego realizację i zrealizować z sukcesem...


żródło: szurnietazmilosci.pinger.pl

sobota, 10 grudnia 2011

Chin-Ning Chu "Sztuka wojny dla kobiet"

Skończyłam czytać opracowanie "Sztuki wojny" Sun Tzu - "Sztuka wojny dla kobiet" Chin-Ning Chu. 

Zdecydowanie, z opracowaniem lepiej dociera się do sedna tego bestsellera:) A książka traktuje o typowych kobiecych sytuacjach w pracy i w życiu. Traktując te obszary jako miejsca toczącej się ciągle wojny o własną przestrzeń udowadnia, że punkty krytyczne leżą w naszej postawie względem trudności i wyzwań. Jednakowoż, ujmujące dla mnie w książce jest to, że traktując o kobietach podejmuje temat nieco filozoficznie.  Postawę kobiet porównuje do bycia wodą, która cierpliwie płynie, nie poddając się przeciwnościom losu ani atakom politycznym. Na tym też wskazuje budowanie swojej mocy w świecie - na cieprliwości i nie poddawaniu się. 
To mi bardzo przypomina Miłoszowskie porównanie dwóch światów, kobiecego i męskiego("Dolina Issy"), w którym ten pierwszy jest jak koryto rzeki: gdy rzeba zmieni bieg lub naprze całą energię na przeszkodę lub płynie leniwie przyglądając się sobie. Kobiety u Miłosza mają moc, z której korzystają od czasu do czasu, u Chin Chu walczą o wpływy, a zwyciężają tylko te, które potrafią korzystać ze swojej kobiecej natury. 


niedziela, 4 grudnia 2011

0 ograniczeń. Znowu o własnej przestrzeni

Temat pracuje mi w dalszym ciągu. Poprzedni wpis był chaotyczny i odzwierciedlał stan ducha, jaki miałam po spotkaniu coachingowym z Michałem. Wróciłam w nim do odkrytego jakiś czas temu, mojego wielkiego pragnienia o swoim miejscu w domu i do smutku, że temat cały czas leży nietknięty - z powodu, rzekomo zewnętrznych, ograniczeń.

"Po przepracowaniu" mam spokój, że w tym smutku za własną przestrzenią domową kryła się wielka potrzeba posiadania własnego, wolnego od uprzedzeń, sądów i ocen innych - JA. W ciągu ostatnich dni przekonałam  się, że w rzeczy samej tęsknię za wolnością w działaniu, w podejmowaniu decyzji, w poznawaniu ludzi niż za domem z ogrodem, czy mega-biurkiem, którego i tak nie dam rady wstawić do swojej 12-ometrowej sypialni-pracowni-garderoby itd... Ostatnie dni przyniosły mi pewność, że materialna przestrzeń ma to do siebie, że ciągle jej braknie, a zapewnienie sobie tego rodzaju bogactwa nie daje zaspokojenia, a tylko chwilowe ukojenie, po którym chce się więcej i więcej. 

Gdy dzisiaj robię ten wpis, przepełniona jestem radością z tego, do jakiego wniosku doszłam. Dodatkowo, mam satysfakcję, że sama. A na dokładkę mam w środku spokój, że nie muszę zabijać się o kasę, żeby ten swój wymarzony gabinet do pisania, czytania i odpoczynku posiąść. I tak właśnie rozumiem uwielbianą przeze mnie frazę "0 ograniczeń", którą kopiuję po J. Vitale.

Sądzę, że tamat jeszcze będzie u mnie pracował, ale niebywałe jest dla mnie jak potężnym narzędziem jest coaching.

piątek, 2 grudnia 2011

Własna przestrzeń

Własna przestrzeń. Odrkryłam, że jej potrzebuję, żeby budować swój świat i realizować swoje cele. W ćwiczeniu z wartościami, które układają się w mapę myśli znalazłam obszar, z którym nie wiedziałam, co mam zrobić - estetyka, atmosfera, dobry smak. Szybko dotarłam, że chodzi o własną przestrzeń: do pracy, do odpoczynku, do czytania. Taką, która pobudzałaby mnie do kreatywności, dawała poczucie bezpieczeństwa, inspirację do pracy. Od dwóch lat przerabiam historię własnego fotela - który byłby mój i tylko na mnie czekał a im mocniej myślę o tej potrzebie tym bardziej ona transformuje do przestrzeni: domu z ogrodem, osobnym pokojem do pracy i wybiegiem dla psa... 

ooo, gdybym to miała to bym miała uczucie pełności, spójności ze sobą... Ciekawe, czy uda mi się przeformułować rzeczywistość, by to uczucie zbudować? Nie wiem, od czego zacząć...