czwartek, 31 marca 2011

Zakręcona zagadka

Krok 1: Podeszłam do bankomatu.
Krok 2. Wyjęłam kartę debetową z portfela.
Krok 3. Włożyłam kartę debetową do otworu w maszynie.
Krok 4. Podałam numer PIN.
Krok 5. Wskazałam kwotę, którą chcę wypłacić - 500 zł.
Krok 6. Potwierdziłam.
Krok 7. Wyjęłam kartę z otworu w maszynie.
Krok 8. Włożyłam kartę do portfela.
Krok 9. Zamknęłam portfel.
Krok 10. Odeszłam od bankomatu.

O czym zapomniałam?

Sukcesów - 0!
Jestem wściekła!!!

sobota, 26 marca 2011

Reprezentuję Market (Diss na Ceneo)



Film udostępniam za Blogiem Jaskiniowca.

G. rozbawiasz mnie czasem do łez:) Dziękuję Ci za ten filmik. Jak Ty znajdujesz takie cacka?

"Radykalne wybaczanie" Colin C. Tipping

Wzięłam tę książkę do ręki z nadzieją, że jak przeczytam, to ważny w moim życiu temat odejdzie - sam z siebie. Sam pomysł - radykalnego wybaczenia - wydał się wtedy czymś w stylu "nie zaszkodzi spróbować". Trudno jednak mi było samej przejść pełny proces i samodzielnie odnieść się do tego trudnego tematu, który leżał mi na sercu. Nie będę opisywać o co konkretnie chodzi, to nie ma znaczenia dla tego wpisu. W każdym razie założenie "nie zaszkodzi spróbować" nie sprawdziło się.

Potem, w trakcie coachingu okazało się, że metodę mogę zastosować w odnieseniu do czego innego. I zdarzył się cud. W ciągu dwóch dni udało mi się odmienić sytuację - po prostu, dlatego, że to było łatwe. Coś, co wybijało mnie regularnie z mojego rytmu i wydawało się być baaardzo trudne, w jednej chwili stało się łatwe i zrozumiałe. Zaskakujący efekt. Pogodzenie się z takimi a nie innymi emocjami, zgoda na to, by były przyniosła ulgę i .. odmianę. 

Książkę polecam, bo taniec dusz, który opisuje autor jest piękny i wpisuje się w normalne obrazy codzienności. Na dokładkę, można krok po kroku przejść proces radykalnego wybaczania. Mam przekonanie, że można to zrobić samodzielnie, ale książkę należy przeczytać z otwarciem na nowe:) Mnie się w pierwszym momencie nie udało, ale drugie podejście to pełen sukces:)

piątek, 25 marca 2011

Gdzie jestem teraz?

Po niespełna miesiącu "niepracowania" - bo intensywne myślenie nad znalezieniem dźwigni dla swojego biznesu nie nazywam pracą:) udało mi się określić co działo się z rynkiem szkoleń w ostatnich miesiącach. Jeśli macie ochotę przeczytajcie, co mi się "urodziło" w przerwie od pracy. Ciekawi mnie, jak wygląda to w innych branżach - ale osobiście tego nie sprawdzę, więc poproszę o opinię:)

1. Szkolenia zawiodły Klientów. Z obfitości ofert wybierają oni gotowe rozwiązania. Prawdopodobieństwo dotarcia pojedynczego konsultanta akurat do tej osoby, w tej firmie, która akurat tego konkretnego produktu potrzebuje graniczy z cudem. Wygrywają firmy posiadające ogromną bazę danych i sprawny system sprzedaży (telemarketing), no może jeszcze konkretny produkt (kadry, płace, podatki).
2. Mimo, że w prawdziwej sprzedaży nigdy nie chodzi o cenę, Klient - wybierając w obfitości propozycji szkoleniowych - bardzo negocjuje stawki. Odpowiedzią rynku były szkolenia EFS, które niektórym dały szanse na przeżycie a innych "zarżnęły" powodując obniżenie stawek i jakości usługi. To zaś prowadzi z powrotem do punktu 1.
3. Wielu konsultantów i trenerów odłączyło się od firm szkoleniowych licząc na szczęście w pojedynkę. Efekt: rozdrobniony rynek szkoleń oferuje coraz tańsze szkolenia o niskiej jakości i słabej efektywności. Jaki efekt? Powrót do punktu 1.

Co z tym mam zrobić? Na razie rozrysowałam plan awaryjny, ale realizacja wymaga czasu i trochę wkładu finansowego. Spotykam się z osobami, które byłby zainteresowane moimi usługami, kończę szkołę trenerów i zaczęłam baaaardzo przyzwoity kurs sprzedaży. Czuję, że ten zmieniony rynek szkoleń to spora szansa dla mnie - ale nie umiem dzisiaj uporać się z zagadnieniami, które opisałam powyżej w punktach. Z powyższego wynika, że Klient nie wierzy w to, że jakiekolwiek szkolenie rozwiąże jego kłopoty. Te najczęściej wynikają ze słabości firmy (w kryzysie), ale niełatwo jest mu znaleźć właściwe przełożenie, by kontraktować zamówienia. Tych jest coraz mniej, więc brakuje pieniędzy - m.in. na szkolenia. I koło się zamyka. Nie wiem, co mam o tym myśleć? Wiem, co się dzieje, jestem w samym centrum wydarzeń, ale to jeszcze nic nie znaczy. Dalej nie daje mi to nic, oprócz pewności, że należy znaleźć dzwignię dla biznesu:)

Sukces: wiem, gdzie jestem:)

niedziela, 20 marca 2011

O zmianie

W zmianie najtrudniejsze jest to, że trzeba ją przetrwać i przyswoić:) Potem to już samo życie: rutyna i dzień powszedni...

wtorek, 15 marca 2011

O radości pisania

Siedziałam dzisiaj z bliską mi osobę na kawie. Rozmawiałyśmy o swoich doświadczeniach i pasjach (bieganie, malowanie ścian, mężowie itp). W pewnym momencie G. wspomniała jeden z moich wpisów na blogu, który ją wzruszył. Myśląc o nim miała łzy w oczach:)

Niezwykłe wrażenie... Patrzę na żywego człowieka, który reaguje na moje słowa. Gdyby była to inna forma np. pamiętnik, żadne z nich nie ujrzałoby światła dziennego. Dzięki internetowi mam łatwość publikacji i załączania tego, co mi tylko przyjdzie do głowy ludzie, o dziwo czytają to, co im napiszę:) A niektórych, niektóre wpisy wzruszają.

Dla mnie cud:)

Dziękuję wszystkim czytającym i obserwującym za dobrą energię. Przepraszam za zanudzanie sobą.
Dzisiejsze zdarzenie zapisuję do sukcesów - pisarskich. Wzruszenie traktuję jak zaproszenie do kolejnych kroków. Czyżbym miała odważyć się wrócić do pisania książki, którą zaczęłam i przestraszyłam się, że mam szansę ją skończyć?

poniedziałek, 14 marca 2011

Rozpoznałam, że doszłam do "swojej ściany"

15 marca. Wiosna zaświeciła przez szybę a ja poczułam się taka wolna. Za mną nieprzyjemne dni toksycznego związku z Klientem/Pracodawcą. Przede mną tysiące ścieżek, a każda kusi kolorami i zapachem. Co wybrać? W którą iść stronę? Jak zobaczyć siebie z innej perspektywy i dostrzec to co najkorzystniejsze? Na razie idę po omacku, ale zrobiłam:
1. biznes plan dla swojego życia,
2. wyznaczyłam priorytety - moje chcę - nie chcę,
3. wyznaczyłam kamienie milowe - co chcę osiągnąć w ciągu konkretnego czasu.

To rzeczywiście przydaje pewności siebie. I z tego się cieszę. Cieszę się też z tego, że rozpoznałam, kiedy doszłam do "swojej ściany", bo od tego momentu wiedziałam, co należy zrobić. Ścianą nazywam ten punkt w życiu, w którym nie pozostaje nic ponad wymyślenie, w którą stronę się zwrócić. Wiem ile wysiłku włożyłam w to, by zdarzyły się cuda i tym bardziej cieszę się, że przede mną tylko bogate, ukwiecone, soczyste i szczęśliwe łąki życia.


Może nie łąki, ale też piękne:)
(źródło zdjęcia: http://akatsuki-naruto-sakura-sasuke.blogasek.pl/komentarze-543029-baloniki-.html)
Pamiętam jak, ponad rok temu, załączałam podobne zdjęcie modląc się o możliwść uniesienia się, odbicia od ziemi. Dzisiaj lecę:)

wtorek, 1 marca 2011

"Zero ograniczeń"

Odczytałam na nowo "Zero ograniczeń" oraz "Prawo przyciągania" Joe Vitala. 
Dwa lata temu książka zainpirowała mnie do działania - po prostu. Nie miałam nic, niewiele o sobie wiedziałam i przekonanie autora o uzdrawiającej mocy medytowania, by osiągnąć upragniony cel, była kusząca. Z perspektywy widzę, że podziałała:) 

Dzisiaj, stojąc na kolejnym rozdrożu przeczytałam książkę uważniej. Śledząc proces myślowy autora. Niby nic odkrywczego, ale zgłoszona przez niego potrzeba konkretyzowania pragnień i oczekiwań, to nic innego jak SMART w zarządzaniu: Sprecyzowane, mierzalne, ambitne, realne i umieszczone w konkretnym czasie:)

"Zero ograniczeń" to także chwytliwe hasło. Użyłam je parę razy w swoich sprawach - ale nie przyniosło natychmiastowego rezultatu. Otwarło za to umysł na rzeczywistość i na mnie samą - jaką nadrzędną aktywność w moich planach.

Jako sukces zapisuję umiejętność realnego podejścia do amerykańskiej idei o bogactwie, w którym praca własna jest wartością podstawową.