niedziela, 29 listopada 2009

Spodobało mi się zdanie...

"Żeby mieć coś, czego ludzie nie mają, musisz robić coś, czego ludzie nie robią..."

Dla mnie mocne i ważne...

sobota, 28 listopada 2009

Diagnoza Potrzeb Szkoleniowych

Uparłam się, by przygotować szkolenie poprawkowe zgodnie ze sztuką i wszelkimi prawidłami. Zmusiłam ważnych dyrektorów, do podjęcia konsultacji z moim ekspertem:) Zajęło im to tyle czasu, że szkoda gadać:(
Ale warto było. Gdybym zrobiła to samo szkolenie bez tej konsultacji, znowu byliby niezadowoleni i zarzucaliby trenerowi brak wiedzy. A wszystko skrupiłoby się na mnie - i na moich pieniądzach. A zależy mi na racjonalnym ich przepływie, bo od nich zależy byt mojej rodziny i funkcjonowanie firmy.

Uważam za sukces to, że zrealizowałam cel, jakim była bardzo wstępna, ale jednak, diagnoza. Nie jestem z niej zadowolona, bo nie mogłam brać w niej udziału - odbywała się przez telefon, nie w mojej obecności. Efekt też był nieoczekiwany i nikomu o taki nie chodziło. Dzięki temu jednak oszczędziłam opinię i pieniądze. I to jest drugi sukces jednego wydarzenia. A nauka: zawsze, ale to zawsze robić Diagnozę Potrzeb Szkoleniowych. Rezygnować z zamówień, jeśli nie ma określonych wyraźnie potrzeb i celów, bo można stracić wszystko.

Jeśli czyta tego posta jakiś szkoleniowiec, albo trener, albo ktokolwiek z branży szkoleniowej (pozdrawiam), zachęcam i przestrzegam: koniecznie rób diagnozę, nie wierz tylko zamówieniu, ani opisom oczekiwań; spotkaj się z osobami decyzyjnymi i dowiedz się czego oczekują; porozmawiaj z przewidywanymi uczestnikami szkolenia; spytaj czego potrzebują; w trakcie szkolenia sprawdzaj, czy realizujesz, to czego potrzebują i żywo reaguj na bieżące potrzeby; sprawdzaj efektywność i dalej reaguj na bieżące potrzeby; na koniec szkolenia sprawdź, czy tego oczekiwali; nie wierz nigdy milczeniu na sali - ono nie jest aprobatą Twojej postawy.

wtorek, 24 listopada 2009

Edukacja finansowa w szkole

http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=931&Itemid=10

Ważny artykuł - poruszył mnie, bo sama odczuwam skutki braku edukacji finansowej i dopiero teraz nad tym pracuję. Trochę późno... i dobrze, że nie mam jakichś kolosalnych długów do spłacenia, ale z tym co mam, ledwo sobie radzę:(

Ciekawe jak mogłyby wyglądać takie lekcje - wyobrażam sobie, że jest to tak obszerna dziedzina, że spokojnie 4 lata nauki obejmie. Mam też nadzieję, że moi synowie otrzymają niezbędny zastrzyk wiedzy w młodości, by na stare lata tylko warsztat poprawiać:)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Naiwna albo nie naiwna... oto jest pytanie

Przeszło mi przez głowę - mam nadzieję, że nie potwierdzą się moje przypuszczenia - że padłam ofiarą własnej naiwności. To, że mam łatwość do bycia naiwną, wiem, i za każdym razem mam nadzieję, że to nie tym razem:)

W tym wypadku są niby podstawy - sama widziałam - do złej oceny... Ale czy na pewno?

Dzisiaj na chłodno przeanalizowałam proces przygotowywania szkolenia. Wiem, w którym miejscu można było zapobiec tej katastrofie, w każdym razie na tyle, by uniknąć wrażenia niekompetencji trenera. Ale nie było na to przede wszystkim woli, po drugie czasu. Instytucja, o której mowa, nie prowadzi sensownej polityki szkoleniowej i nie skupia się na procesie właściwej diagnozy potrzeb. Potem, w trakcie szkolenia okazuje się, że szkolenie nie dotyczy tego, czego potrzeba. Co ja mogłam z tym zrobić? W zasadzie nic, bo wierzyłam, że przesłane oczekiwania, są oczekiwaniami żywych ludzi, a nie wycięte z internetu. Będę to wiedziała w tym tygodniu:)

Wiem, że właściwy trener na bieżąco diagnozuje potrzeby i sprawdza poziom wiedzy - obchodzi w ten sposób ewentualne zarzuty, że realizował nie to, co potrzeba...

Ale cóż... kolejna lekcja - kolejna bardzo droga lekcja...

Jaki sukces? Na razie żaden. Sukces będzie wtedy, gdy będę miała pewność, że nie dałam się oszukać, że byłam praktyczna i rozsądna - a nie naiwna.

sobota, 21 listopada 2009

Szkoda, że nie da się cofnąć czasu...

Szkolenie... Tak się cieszyłam, tak się starałam, żeby było wszystko jak najlepiej... A wielką porażką okazało się to, na co nie miałam wpływu - praca trenera. Ech, żeby można było cofnąć czas, zatrudnić kogoś innego, nie dać się oszukać. Plamy łatwo nie zmyję w tej instytucji, ale muszę z tej kompletnej klapy wyciągnąć wnioski - i to szybko. Przede wszystkim:
- skuteczne i efektywne sprawdzanie trenera - widzę, że nie mogę wierzyć w zobowiązania, ani nawet w referencje. Muszę znaleźć sposób na sprawdzenie umiejętności trenerskich i wiedzy z danego zakresu.
- nie dopuszczanie do przedłużania czasu przygotowania materiałów, a po mojej akceptacji nic nie może zostać dopisane - powinnam sporządzić osobny zapis w umowie. Strasznie mnie zeźliło, że tekst w prezentacji się rozjeżdża i nie wygląda tak jak miał wyglądać...
- wyznaczenie standardów pracy trenerów we Wszystko dla Szkoleń. To ważne, żeby pracowali zgodnie z moimi standardami. W końcu to ja znam Klienta i wiem, czego potrzebuje.
- nie robić szkoleń, gdy Klienta daje mało czasu - to miała być dla mnie szansa, ale okazała się porażką...
- stosować umowy - zawsze - i dać w niej zapis, o konsekwencji fatalnego prowadzenia szkolenia...

Muszę zastanowić się, co zrobić, gdy trener, tak jak w tym przypadku, robi inaczej niż się zobowiązuje....Jakieś konsekwencje, albo lepsza rekrutacja...

Jaki sukces? Przejdę swój pierwszy proces reklamacji:(

piątek, 20 listopada 2009

Zamówienie

Jadę zrobić szkolenie:) Kolejny sukces:)

wtorek, 17 listopada 2009

Andrew Austin w Polsce i moje refleksje

Piszę ten post, bo poruszyły mnie wpisy w internecie na temat Andrew Austina i jego występu w Polsce. Nie kryję zdziwienia, że tak sporym uznaniem cieszy się w środowisku.

Ja też byłam na spotkaniu i, nie ukrywam, udzieliła mi się jego atmosfera, ale po pierwsze nie było tam nic nowego (prezentacja głównie wizualizacji 3D), po drugie miałam poczucie, że z grupą ludzi dzieje się coś dziwnego, jakiś trans, zbiorowa hipnoza czy coś innego...

Po wyjściu ze spotkania pomyślałam sobie: fajnie, ale co dalej - nic z tego nie wynika, żadnej kontynuacji. Ludzie, którzy odważyli się zaprezentować swoje wyobrażenia, zostali pozostawieni sami sobie. Bez dalszego ciągu będą bili głową w mur, tyle że z drugiej strony...

Wiem, jaki był cel tego spotkania. Sprzedać szkolenia, sprzedaż coachingi, zainteresować firmą i oferowaną usługą... i nie mam nic przeciwko temu. Też jestem częścią tego rynku i też mogę tak realizować swoje akcje promocyjne. Jednak w trakcie spotkania zadziało się coś jeszcze - coś, w co grupa łatwo wchodzi. Coś, co grupę łatwo uwodzi i skupia na jednym człowieku. Coś, co pewnie pozwala szybciej sprzedawać... I w związku z tym, nie podzielam tego zachwytu środowiska. Dobrze wiem, czym jest coaching i ile wymaga pracy. Wiem, ile kosztuje zmotywowanie do pracy nad sobą, jeszcze więcej kosztuje zmotywowanie do zmiany... Co z tego, że ludzie w swoich wizualizacjach ominęli ograniczenia - w życiu też sobie z nimi radzą. Chodzi o to, żeby znaleźli sami tę drogę, te drzwi, ten kanał, tę łopatę itd... i wiedzieli, co z tymi znaleziskami mogą zrobić. W moim odczuciu, tego nie było - bo nie mogło być. Nie taki był cel spotkania...

Ja sama wróciłam do domu z dużym uczuciem niepokoju, z drżeniem nóg, które prowadzi mnie zawsze na krawędź. Przestraszyłam się tego i jednocześnie ucieszyłam, że uczę się odczytywać znaki mojej intuicji. To jest mój sukces...

czwartek, 12 listopada 2009

Modnie i na czasie

Zainspirował mnie artykuł na www.edunews.pl - na temat edukacji finansowej.
Tak jak i w artykule, w moim odczuciu od pewnego czasu żyjemy z dnia na dzień: dwa samochody, dwoje dzieci, dwoje dorosłych, pranie, jedzenie, wakacje, ubranie itd... Są marzenia związane z zabezpieczeniem sobie przyszłości i przyszłości dzieci, ale .. nie ma jak.. Tak jak w tekście.
Nie tak dawno poczułam ogromną potrzebę zapanowania nad sferą finansów, fartem dostałam się na w sumie niezłe szkolenie - taką edukację finansową od podstaw... i zaczęłam proces panowania. Praca to żmudna i wymagająca sporo dyscypliny, ale mam sporo motywacji. Chcę wiedzieć, ile możemy odłożyć, ile zainwestować, ile wydawać na przyjemności. Na razie wyniki mnie nie zadowalają - dużo więcej niż przypuszczałam wydajemy w osiedlowym sklepiku i na przyjemności. Sądzę, że da radę nad tym zapanować, ale wymaga to czasu i sporo uwagi. Mam nadzieję, że i mąż włączy się w proces opanowywania - będzie nam raźniej.
Do sukcesów zaliczam, to że mam świadomość czym jest sfera finansowa i że jak każda inna wymaga uwagi i kontroli (jak odchudzanie). Nie jestem już ciemną i niewyedukowaną kobietą, znam podstawy i chcę więcej. Mam kolejny cel do osiągnięcia:) A do tego jestem na czasie - piszą o tym gazety:)

piątek, 6 listopada 2009

Ofertowanie

YES, YES, YES:)

Taki wpis mogę jedynie tu zostawić, ale mam kolejny sukces. Napiszę, kiedy będę mogła więcej:)

poniedziałek, 2 listopada 2009

Fitnessowe odkrycie

Wróciłam z fitnessu. Regularne spotkania z grupą kobiet pozwalają mi zebrać myśli, spojrzeć na siebie od środka i oczyścić głowę. To w trakcie ćwiczeń podejmuję decyzje, a nawet odkrywam nieznane kontynenty. Dzisiaj także coś takiego mi się przytrafiło.

Jako, że jest spory wysiłek i obowiązkowa jest koncentracja, myśli układam na osobnych półkach. Czasem w trakcie skakania jedna spadnie na drugą, półka się przewróci i ... powstaje z tego niezły galimatias:) Dzisiaj odkryłam, o co chodzi z tą moją niechęcią do dzwonienia. Nie rozumiałam tego - w końcu pół życia zawodowego spędziłam wykonując zimne telefony. Znam je od podszewki, znam wszystkie wymówki Klientów, nawet metody radzenia sobie ze stresem w tej pracy. Kiedyś w trakcie rozmów uprawiałam ... "skrytożerstwo". W ogóle byłam nieznośna, uparta i ... miałam wyniki. Dzisiaj wiem, że się wypaliłam i to do tego stopnia, że sporym niesmakiem są dla mnie owe zimne telefony. Większość z nich nie wnosi nic do sprzedaży, kosztują sporo czasu i są stresujące. Tak naprawdę to łut szczęścia powoduje, że trafiamy po drugiej stronie na odpowiednią osobę - chyba, że dzwonimy z polecenia...

I do tego właśnie zmierzam. Odkryłam, że przecież zupełnie inaczej przygotowuję ofertę i kontaktuję się z osobą, którą znam, czy z osobą, którą mi ktoś polecił. Chcę wyeliminować zimne telefony w swojej pracy do niezbędnego minimum, na rzecz poleceń. Tak właśnie działa networking i chcę w nim uczestniczyć. Na razie stawiam nieśmiałe kroki. Ograniczenie czasowe, odległość od Warszawy (jednak) nie sprzyjają. Ale pierwsze podejście dało mi już kilka ciekawych spostrzeżeń i refleksję, że powinnam znaleźć swoją grupę - nic nowego - ale nic na siłę...

Sukcesy niech będą dwa: odkrycie, o co chodzi z tą moją niechęcią do zimnych telefonów i rozpoznanie, jak obejść tę niechęć... Plan do wykonania: zrobić tak, żeby było dobrze:)